Recenzje

Recenzja: Przeminęło z wiatrem – Ellen F. Brown, John Wiley Jr

Przeminęło z wiatrem - Ellen F. Brown, John Wiley Jr Przeminęło z wiatrem – Ellen F. Brown, John Wiley Jr

Co dzieje się, gdy mało znana dziennikarka pisze w ciągu dziesięciu lat epicką powieść, następnie poznaje przypadkiem pracownicę wydawnictwa i za jej namową pokazuje setki zabazgranych stron poważanemu redaktorowi? Redaktor wpada w zachwyt, wydawnictwo podpisuje umowę z autorką, książka wchodzi do księgarń, autorka inkasuje pieniądze, następnie żyje długo i szczęśliwie. Kurtyna? Otóż nie. Taki prosty scenariusz nie był możliwy do zrealizowania w Ameryce w latach trzydziestych ubiegłego wieku. I nie w sytuacji, gdy chodzi o (być może) największy bestseller i fenomen kultury masowej, jakim stała się powieść Margaret Mitchell Marsh „Przeminęło z wiatrem”, nagrodzona Pulitzerem, przetłumaczona na ponad dwadzieścia języków i umieszczona przez „Le Monde” na liście 100 książek XX wieku.

Para autorów, w tym John Wiley Junior – kolekcjoner wydań „Przeminęło z wiatrem”, podjęła się badawczej pracy nad archiwami wydawnictwa, listami Mitchell i jej męża Johna Marsha, oraz pisemnymi zasobami organizacji powierniczej, która odziedziczyła po nich pieczę nad dalszymi losami powieści. Wynik tej benedyktyńskiej pracy to nietypowa dość pozycja, ni to biografia, ni rozprawa o międzynarodowych prawach autorskich, zarazem jednak i jedno i drugie.

Kontynuacja rozpoczętej wcześniej historyjki jest taka, że mało znana dziennikarka podpisuje umowę z wydawnictwem Macmillan, następnie spóźnia się z oddaniem na czas olbrzymiego rękopisu, choć spędza nad jego dopracowaniem całe dnie i noce i to nie sama, bo pomaga jej mąż. Kiedy w końcu oddają rękopis redaktorom, oddychają z ulgą.

Ani jednak autorka, ani przedstawiciele wydawnictwa nie byli do końca przygotowani na to, co czeka ich wspólne dzieło. Mitchell nie zamierzała brać udziału w promocji, chciała dalej wieść spokojne życie w Atlancie. Wydawca nie spodziewał się, ile uporu i dumy ma w sobie para południowoamerykańskich małżonków. Trudna do wyobrażenia popularność książki przewróciła życie wszystkich wymienionych do góry nogami, a na Margaret Mitchell wymusiła stworzenie kilkuosobowego przedsiębiorstwa ze sobą i mężem w roli głównej, które odtąd miało zajmować się tylko i wyłącznie zarządzaniem „Przeminęło z wiatrem”. Do tego po trzech latach od premiery, czyli w 1939 roku doszło do ekranizacji powieści w myśl niezbyt korzystnej dla autorki umowy z wytwórnią filmową, a w międzyczasie jeszcze książkę zaczęto wydawać na całym świecie, w większości nie respektując praw autorskich należących do Macmillana, ani praw do postaci Scarlett O’Hary, Rhetta Butlera i innych, należących do ich „matki” – Margaret Mitchell.

„Od bestselleru do filmu wszech czasów” to prawie pięćsetstronicowe tomiszcze, w którym bardzo skrupulatnie wyliczono, kto co do kogo pisał, kto co komu miał za złe, jakie sumy były winne autorce zagraniczne wydawnictwa, a jakie kwoty stawały się przedmiotem jej sądowych sporów z agentami, czy piratami literackimi. Całość stanowczo mogę polecić czytelnikom, którzy zajmują się naukowo zagadnieniami międzynarodowego prawa autorskiego. Będzie to dla nich przyczynek do wiedzy o tym, jak prawo to kształtowało się tuż przed i tuż po drugiej wojnie światowej. Wielbicielki i wielbiciele „Przeminęło z wiatrem” powinni kilkakrotnie zastanowić się, zanim sięgną po tę lekturę. Niewiele można się z niej dowiedzieć o powieści i jej autorce Margaret Mitchell, poza tym, że skwapliwie szarpała się o każdy najmniejszy grosz, a także czekała, kiedy wreszcie „Europa zacznie funkcjonować” po wojnie i będzie można odzyskać należne tantiemy. Trzeba przy tym przyznać, że autorzy uczciwie nie wybielają pisarki i cytują odpowiedź, jaką dostała od holenderskiego wydawcy. W liście pisał on, że kolejny raz spotyka się z ignorancją Amerykanów, którzy nie są chyba świadomi, ile ofiar w ludziach i jak ogromne straty gospodarcze przyniosła Europie wojna. Jednocześnie Mitchell umiała pokazać klasę i wysyłała do europejskich współpracowników liczne paczki z darami. Jak to więc w życiu bywa, tyleż w tej epopei czerni, co bieli. Finał wieloletniej walki o godność i pieniądze był nagły i gwałtowny – pisarka zmarła w 1949 roku po potrąceniu przez taksówkarza. Jej mąż zmarł niedługo później, a prawa do „wietrznego imperium” odziedziczył brat pisarki, który był mniej bezkompromisowy i zgodził się na nakręcenie sequela kasowego filmu, a także publikację kontynuacji „Przeminęło z wiatrem”, czemu Mitchell za życia bardzo się sprzeciwiała.

Jest w tej książce także dużo pogodnych i zabawnych historyjek, jak ta o czytelniczce, która przesłała pisarce majtki prababki, aby uzmysłowić jej, jak koszmarnie niewygodną bieliznę nosiły kobiety w dobie amerykańskiej wojny secesyjnej. Jest też fascynujący opis przedwojennych działań marketingowych, a także drobne wątki polskie, związane z wydawnictwami Przeworskiego oraz Gebethnera i Wolffa, publikującymi „Przeminęło z wiatrem” w przedwojennej Polsce. Podsumowując – nie jest to lektura, pochłaniająca czytelnika jak wir huraganu, raczej taka, która jak wiatr owieje umysł i zaraz przeminie.