Recenzje

Recenzja: Dzienniki 1945-1950 – Agnieszka Osiecka

Dzienniki 1945-1950 - Agnieszka Osiecka

Dzienniki 1945-1950 - Agnieszka OsieckaDzienniki 1945-1950 – Agnieszka Osiecka

Nie jestem i nigdy nie byłam miłośniczką poezji. Może dlatego, że poezja, wielka mistrzowska synteza jest zaprzeczeniem tego wszystkiego, co składa się na moją osobowość, a o czym tu zamilczę. Mimo to, dorastając w latach osiemdziesiątych musiałam dowiedzieć się, kim jest Agnieszka Osiecka. Jej twórczości nie sposób było nie znać, nawet jeśli stroniło się od poezji. Gwiazdy estrady śpiewały jej teksty, była stale obecna w Polskim Radio. Wiedziało się, czuło, że wtedy, i dekady wcześniej inteligencja chroniła się w jej utworach jak w azylu odcinającym grubą warstwą od siermiężnej i prostackiej rzeczywistości otoczenia. Ona z kolei portretowała w piosence inteligentów – „okularników”, ledwo wiążących koniec z końcem, niedocenianych marzycieli. Umiejętność opowiadania o rzeczach trudnych lekko i zabawnie, o błahych z mocą i charakterem – to znajdowałam u niej, Jonasza Kofty i jeszcze w Kabarecie Starszych Panów. Choć wcale nie szukałam, to znajdowało mnie samo.

Teraz, po szesnastu latach od śmierci Agnieszki Osieckiej na światło dzienne wychodzą jej intymne dzienniki, pisane skrzętnie przez większość życia. Pierwszy tom został opatrzony obszernym wstępem profesora literatury Uniwersytetu Warszawskiego, Andrzeja Zieniewicza. Lektura wstępu najpierw mnie drażniła (po co wyjaśniać to, co zaraz poznam samodzielnie czytając diariusz), ale doceniłam go, kiedy zabrałam się za czytanie reszty. Po prostu dziennik miejscami nuży, miejscami jest enigmatyczny i garść wskazówek okazuje się konieczna, żeby wiedzieć, co się czyta. W dodatku sama Osiecka po kilku latach od powstania pamiętnikowych wpisów przeczytała je i opatrzyła komentarzami, w tym wydaniu pieczołowicie skopiowanymi i zaznaczonymi pogrubioną czcionką.

Pamiętniki Osieckiej rozpoczynają się od wpisu w dziecinnym sztambuchu, dokonanego przez 9-letnią autorkę po przyjeździe do kraju z obozu pracy w Austrii, gdzie przebywała z rodzicami pod koniec wojny. Następnie idą regularne wpisy, składane od 1949 roku w zeszytach, których skopiowane okładki ilustrują to pierwsze wydanie dzienników.

Sedno zapisków Agnieszki Osieckiej z lat 1945-1950 stanowi (poza tym, co musiało znaleźć się w dziennikach dziewczynki, a o czym zaraz) czas jedynej w swoim rodzaju schizofrenii, rozdwojenia między życiem na zewnątrz, udzielaniem się w komunistycznych organizacjach i działaniem w służbie krajowi a życiem nie na pokaz, praktykowaniem wiary i spędzaniem czasu niemal tak samo, jak się to robiło przed wojną. To dokument epoki, dziwny obraz tego rozdwojenia, które musiało dotyczyć wszystkich rodzin inteligenckich w tamtym czasie. W późniejszym okresie życia Osiecka miała przyznać,  że ojciec trzymał ją pod kloszem. Nie dobiegały tam niemal echa tego, co działo się w okresie stalinizmu. 13-letnia Agnieszka uczyła się poza szkołą kilku języków, czekała z niecierpliwością na swoje pierwsze „dorosłe” futro z fok, przeżywała sercowe dramaty, zaznajamiała się z młodą pomocą domową, którą zatrudnili jej rodzice. Jej opisy codzienności mogłyby wyglądać zupełnie jak pamiętnik przedwojennej pensjonarki, gdyby nie wzmianki o czynach społecznych w Służbie Polsce, opisach konfliktów w łonie Związku Młodzieży Polsce, czy zwierzenia o ucieczce z pierwszomajowego pochodu.

Osiecka – nastolatka sama siebie traktuje jako przedwcześnie dorosłą i takie sprawia wrażenie w chwilach, kiedy ujawnia nadodpowiedzialność za czyny i uczucia innych ludzi, lub gdy zdradza świadomość tego, co dzieje się dokoła niej w życiu społecznym, politycznym. Jednocześnie np. zwierza się pamiętnikowi, że dobrze bawiła się w gronie kolegów, choć dołączyła do nich również jej koleżanka, a to (w mniejszym lub większym domyśle) mogło zagrozić jej pozycji najładniejszej i najbardziej lubianej dziewczynki! Jednym słowem są to pamiętniki dziecka, przy tym dziecka nieprzeciętnie inteligentnego, o skomplikowanej i trudnej naturze, a myślę sobie, że jeśli nie z takich dziewcząt muszą wyrastać poetki, to chyba z żadnych.

Generalnie dzienniki są materiałem raczej trudnym i przeznaczonym dla wielbicieli twórczości Osieckiej oraz tych, którzy chcą samodzielnie badać, porównywać, zrozumieć, jaki wpływ miało życie poetki na jej twórczość. Komuś, kto chce się tylko dowiedzieć kim była kobieta – patronka studia radiowej Trójki, polecałabym raczej lekturę książkowej biografii, albo późniejszych wspomnień Osieckiej. Co do mnie – czuję, że złapałam tego bakcyla, tym bardziej, że po kolejnych tomach dzienników spodziewam się więcej tej Agnieszki, nadwrażliwej okularnicy, jaką poznałam kiedyś słuchając napisanych przez nią piosenek.