To, co musimy utracić – recenzja książki
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zmiany są nieodzowną częścią naszego życia. Jak często jednak zmiany rozumiemy w kontekście tego co otrzymujemy, a jak często jako coś, co musimy pożegnać? Poznaj książkę To co musimy utracić – recenzja.
Panta rhei – zmienność życia
Utrata pracy, zdrowia, ale też nieodwracalne zmiany w naszym życiu… Jak sobie z nimi radzić?
Zmiany jakich doświadczamy, a doświadczamy ich nieustannie, stanowią często niemałe wyzwanie. Każde nowe doświadczenie, bez względu na to, czy jest ono pozytywne, czy negatywne, wymaga od nas zaadaptowania się do nowej sytuacji.
O ile miłe niespodzianki od losu bywają prostsze do zaakceptowania, o tyle zmiany, które pozbawiają nas czegoś, do czego byliśmy mocno przywiązani, są prawdziwą próbą charakteru. Jak więc przejść ją jak najlepiej?
Judith Viorst to amerykańska pisarka, dziennikarka i badaczka psychoanalizy. W swojej najnowszej książce stara się przygotować na to, co nieuchronne – na zmianę. A to znaczy również na utratę: tego kim jesteśmy, tego co mamy, a czasem nawet tych, których kochamy…
Brzmi jak mroczny scenariusz? Niekoniecznie. I właśnie to stara się nam wyjaśnić autorka książki To, co musimy utracić.
To, czego musimy wyrzec się, by wzrastać
Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, że nawet sam początek naszych narodzin jest pierwszą utratą? Utratą ciepła i fizycznej bliskości naszej matki, która już nigdy nie będzie wyglądała tak samo.
Oczywiście w takiej sytuacji raczej bardziej skupiamy się na tym, co zyskujemy, biorąc pierwszy samodzielny oddech. No bo o ile czas spędzony w brzuchu mamy jest wyjątkowy, to czy mądrym byłoby spędzić tam całe nasze życie?
Tak, jak okres płodowy jest zaledwie ułamkiem naszego życia, tak wszystko co nam się przydarza, nie trwa wiecznie. Zaś to daje nam szansę na przeżycie pełnej gamy życiowych doświadczeń! Paradoksalnie każda strata jest też czymś, co przynosi nowe do naszego życia. Ale zanim zobaczymy kolejne otwarte drzwi, musimy zamknąć te, przed którymi właśnie stoimy.
Judith Viorst porusza w swojej książce wiele zagadnień straty – od narodzin, aż do śmierci Jedną z kluczowych, do której często powraca, jest relacja z matką oraz transformacja, jaką musi ona przejść.
Lektura wymaga od nas cofnięcia się do czasów dzieciństwa i powrotu do niejednokrotnie trudnych wspomnień. Niemniej jednak tylko w ten sposób będziemy gotowi na to, by zamknąć za sobą pewien rozdział, otwierając się na to, co nowego przyniesie nam życie.
To co musimy utracić – recenzja
To, co szczególnie spodobało mi się w książce Viorst, to zmiana perspektywy oraz poczucie, że nie jesteśmy osamotnieni w swoim nieustannym cyklu zyskiwania i tracenia. Ponadto wewnętrzna zgoda na stratę, to nie wyrzucenie naszych uczuć, czy cennych relacji lub wspomnień.
To, co niestety nie przypadło mi do gustu, to widoczna i nieukrywana przez autorkę, fascynacja naukami Freuda. Tak więc o ile wiele przemyśleń i rad przedstawianych przez Viorst jest cennych, tak również z wieloma myślami nie mogę się również zgodzić, ze względu na mój stosunek do freudowskich teorii.
Niemniej jednak jeśli nie stanowi to dla Ciebie większego problemu, lektura nie powinna przysporzyć Ci większego problemu. W zamian tego, powinna rzucić nowe światło na Twoją życiową drogę i pomóc Ci ze spokojem przyjąć wszystko, co niesie dla Ciebie życie.
Czy sięgniesz po To, co musimy utracić? 🙂
Ania ocenia:
-
7/10
-
7.5/10
-
8/10
-
7.5/10
Fragment recenzji
Judith Viorst to amerykańska pisarka, dziennikarka i badaczka psychoanalizy. W swojej najnowszej książce stara się przygotować na to, co nieuchronne – na zmianę. A to znaczy również na utratę: tego kim jesteśmy, tego co mamy, a czasem nawet tych, których kochamy…
Brzmi jak mroczny scenariusz? Niekoniecznie. I właśnie to stara się nam wyjaśnić autorka książki To, co musimy utracić.