Smętarz dla zwierzaków – recenzja horroru Stephena Kinga
Niedawno do kin trafiła najnowsza ekranizacja horroru Stephena Kinga. Tak jak często bywa w przypadku ekranizacji, do księgarń trafiło nowe wydanie powieści Smętarz dla zwierzaków. Film zawsze jest świetnym pretekstem to tego, żeby sięgnąć po książkę, toteż ja też ją przeczytałam. Jakbyśmy my, Książkoholicy, potrzebowali pretekstów. 😉
Mam za sobą lekturę wielu powieści Stephena Kinga. Niektóre uwielbiam (np. Lśnienie, Zielona mila), innych nie znoszę i nie polecę (Desperacja – to była strata czasu). Smętarz dla zwierzaków czytałam pierwszy raz. Jesteście ciekawi, po której stronie postawię tę książkę?
Horror w sielankowej scenerii
Nie widziałam (jeszcze) najnowszej ekranizacji. Co prawda całkiem nieźle znam tę pierwszą, z 1989 roku, więc historia rodziny Creedów nie była dla mnie nowością.
Creedowie (rodzice z dwojgiem dzieci i kotem) przeprowadza się do malowniczego Ludlow. Tam szybko zaprzyjaźniają się ze starszym małżeństwem z naprzeciwka. Okazuje się, że w lesie za ich nowym domem jest ścieżka, która prowadzi do starego cmentarza dla zwierzaków, na którym okoliczne dzieci od lat urządzają pogrzeby swoim pupilom. Samo miejsce jest dość niepokojące, ale prawdziwa tajemnica i związane z nią niebezpieczeństwo kryje się jeszcze dalej…
Smętarz dla zwierzaków – recenzja horroru Stephena Kinga
Książka wciągnęła mnie od samego początku. King w szczytowej formie porusza największy lęk czytelnika – lęk przed śmiercią. To właśnie on jest motorem całej historii. Autor odmienia ten lęk przez wszystkie przypadki: to strach związany z możliwością straty ukochanego zwierzaka, rozpacz po stracie dziecka, trauma po długiej chorobie i śmierci siostry, a nawet sama niechęć do mówienia o śmierci. Lęk przed śmiercią bliskiej osoby jest tak wielki, że główny bohater, Louis Creed, nie uczy się na swoich błędach. Ciiii, bo zdradzę Wam za dużo.
Pisarz, oscylując wokół pierwotnego strachu każdego człowieka, daje mu historię, w której śmierć można odwrócić. I tu właśnie zaczyna się właściwy horror… Zjawiska nadprzyrodzone: nawiedzenia przez duchy zmarłych, pierwotne zło z zaświatów, Wendigo z indiańskich legend… Czyli to, co miłośnicy horrorów lubią najbardziej.
Tak na marginesie. Jestem bardzo ciekawa, czy nacisk w najnowszej ekranizacji jest położony, głównie na elementy grozy, czy może scenarzyści pokusili się o rozwinięcie motywu strachu przed śmiercią? To właśnie jego wieloaspektowość tak bardzo podobała mi się w książce.
Smętarz dla zwierzaków to także ciekawie skonstruowana fabuła. Wraz z niepokojem, który pojawia się w głównym bohaterze, a następnie stopniowo nasila, w czytelniku pojawiają się analogiczne odczucia. Czytając, cały czas czekamy na to, co stanie się na następnej stronie. Przeczucie, że ten sielankowy obraz zburzy tragedia, pojawia się bardzo szybko. Później tylko czekamy z niecierpliwością na wydarzenia, które mają mieć miejsce, a jeszcze później – na ich konsekwencje. Napięcie rośnie jak kula śniegowa, a w momencie kulminacji jest niemal nie do wytrzymania. Jednak pisarz nie odpuszcza i zostawia czytelnika z tym niepokojem aż do samego końca. W dodatku na deser serwuje mu otwarte zakończenie… Mniam!
Z pewnością to książka dla czytelników, którzy lubią się bać. Jestem pewna, że będziecie zadowoleni. Ja byłam.
Najnowsze wydanie książki Smętarz dla zwierzaków znajdziecie w tym miejscu.
Ocena Anety
-
9/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
Fragment recenzji
Pisarz, oscylując wokół pierwotnego strachu każdego człowieka, daj mu historię, w której śmierć można odwrócić. I tu właśnie zaczyna się właściwy horror… Zjawiska nadprzyrodzone: nawiedzenia przez duchy zmarłych, pierwotne zło z zaświatów, Wendigo z indiańskich legend… Czyli to, co miłośnicy horrorów lubią najbardziej.