Dziewczyna z Dzielnicy Cudów – recenzja książki Anety Jadowskiej
DNF – Did Not Finish, tak określa się w slangu blogerskim książki, których mimo usilnych starań nie udało się przeczytać do końca. Dziewczyna z dzielnicy cudów to niestety (dla mnie) taka właśnie książka. Być może, a właściwie na pewno, są ludzie, którzy będą zachwycać się tym tytułem. Jednak ja chyba mam za sobą zbyt wiele dobrej fantastyki i książek w ogóle, żeby być wśród nich. I nie myślcie, że czytam tylko literaturę wysokich lotów, napisaną, piękną ozdobną prozą. Nic z tych rzeczy. Po prostu dla mnie ta książka jest bardzo słaba, ale zacznijmy od początku.
Dziewczyna z dzielnicy cudów – recenzja
Jeśli twój ukochany wraca do domu dziwnie sapiący, zaśliniony i warczący – zabij go albo uciekaj i skontaktuj się z kimś, kto zrobi to za ciebie.
Ja: yyyyy?
Przyznam szczerze, że naprawdę zastanawiałam się, czy jestem pruderyjna czytając tę książkę. Właściwie przez pierwsze niecałe 100 stron, przez które udało mi się przebrnąć, nie spotkałam się z żadną szczególnie gorszącą sceną. Nawet nie było zbyt wielu scen przemocy i seksu czy jakoś wyjątkowo niesmacznych opisów. Czytałam znacznie bardziej odjechanie książki, w których autorzy nie patyczkują się z ewentualnym zgorszeniem czytelników, ku ich uciesze zresztą. Tutaj bardziej raził mnie język, sposób doboru słów, prowadzenie opowieści, dialogi, akcja. To wszystko było męczące i irytujące, a bohaterka naprawdę działała mi na nerwy.
– Co ty tu k…., robisz? – zapytałam
– Szukałem cię! – powiedział
lub
Oto ja, ikona Warsa, patronka Zakonu Cieni, kto użali się nad moim losem i kręgosłupem? Domofon zaskrzeczał.
i w tym stylu, cały czas.
Dziewczyna z dzielnicy cudów – recenzja
Miałam nadzieję, że przynajmniej relacja pomiędzy Nikitą a Robinem jakoś się rozwinie, nadając książce pewien koloryt. Jednak do tej nieszczęsnej 84 strony, do której dobrnęłam oboje nie mieli ze sobą praktycznie żadnego kontaktu. Mimo wszystko, ich stosunek do siebie i tę relację oceniam jako jeden z niewielu walorów tej książki. Przynajmniej dostrzegłam tam pewien potencjał. Może, może gdyby ktoś przetłumaczył tę książkę na angielski, pewne rzeczy nie byłyby aż tak rażące. Może…
Akcja na pograniczu dwóch światów
W sumie nie wspomniałam nic o fabule. A więc, Nikita to pseudo agentka do zadań specjalnych. Dostaje zlecenia na “sprzątanie” pewnych osób i stworów. Bez przerwy ktoś czyha na jej życie, a to jej złośliwa matka, która jest przy okazji szefową organizacji, w której działa Nikita. A to jej ojciec, który już raz ją okaleczył lub cała masa innych ludzi z Cienia, którzy chcą dorwać się do jej cytuje: “majtek”. Akcja dzieje się na pograniczu dwóch światów: prawdziwej Warszawy i tej ukrytej, magicznej. Nikita otrzymuje też prywatne pogróżki i jak przeczytałam z okładki, będzie musiała rozwiązać jakąś zagadkę kryminalną. Niestety, do tej nieszczęsnej 84-tej strony nie było o tym ani słowa, więc nic o tym nie wiem.
Nikita – bohaterka, której nie da się lubić
Powiem szczerze – nie polubiłam Nikity, nie czułam z nią żadnej więzi. Nie rozumiem tej bohaterki i motywów, które nią kierują. Jest wulgarna, niemiła, opryskliwa. Wiem, że nie dla wszystkich wyda się to minusem, ale uwierzcie mi, że w książkach, które czytałam były już takie bohaterki. I naprawdę je uwielbiałam, więc co tutaj poszło nie tak?
Ok, wystarczy już tej goryczy. Na koniec kilka (a jednak) pozytywnych słów, dla równowagi. A więc: pomysł na książkę na pewno jest dosyć ciekawy i w pewnym sensie nowatorski, a już na polskie warunki to w ogóle bombowy. Myślę, że problemem jest realizacja, dialogi, sposób prowadzenia akcji, dobór słów. To wszystko sprawiło, że raczej nie sięgnę już po kolejną książkę Jadowskiej. Taka sytuacja 😀