Prawo matki – recenzja pierwszego tomu nowego cyklu Przemysława Piotrowskiego
Prawo matki to książka otwierająca nowy cykl Przemysława Piotrowskiego. Tym razem poznajemy Lutę Karabinę. I powiem Wam, że to nazwisko (nie zdradzę Wam jego pochodzenia) totalnie oddaje jej charakter!
Luta kiedyś była jedną z najlepszych kobiet w siłach specjalnych. Nie obce jej były akcje w Afganistanie, bomby, terroryści. Obecnie sama wychowuje dwójkę dzieci i pracuje na platformie wiertniczej w Norwegii. Kiedy wraca do Polski, razem z dziećmi, matką i bratem, Nikosem, wybierają się do wesołego miasteczka. Lucie nie do końca podoba się ten pomysł, ponieważ z bratem ma grubo na pieńku. Szemrane towarzystwo, dilerka, odwyki… To tylko kilka z epizodów w jego życiu. No ale cóż, Luta postanawia dać mu szansę, choć podchodzi do niego z dużym dystansem. Jak to w lunaparku, mnóstwo atrakcji, jeszcze więcej ludzi, tłok. I wtedy właśnie dochodzi do tragedii. Mała Weronika zostaje porwana.
Lucie w jednej chwili zawala się świat. Przy porwaniu dziecka liczy się każda minuta. Z racji tego, że policja niespecjalnie wykazuje się wynikami, kobieta postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. W związku z tym angażuje kolegów z klubu sportów walki do poszukiwań. Poszlaki wskazują na to, że dziewczynka mogła wpaść w szpony zorganizowanej grupy handlarzy żywym towarem. W rezultacie Luta nie przebiera w środkach, by uratować córkę. Nawiązuje kontakt z Zygmuntem Szatanem, policjantem przed emeryturą, który w przeszłości pracował przy takich sprawie, a jego życie zmieniło się w tragedię. Przysiągł sobie, że kiedyś się zemści i ma ku temu okazję.
Prawo matki – recenzja książki
Książki pana Piotrowskiego za każdym razem fundują mi zarwane noce. Moc wrażeń i emocji nie pozwalają mi odłożyć książki do późnych godzin nocnych. Lekko nieprzytomna rano zawsze powtarzam, że nie żałuję. I tak było tym razem. Igora Brudnego pokochałam od pierwszego tomu, a Luta nie pozostaje w tyle. Bezsprzecznie nie chcielibyście nadepnąć jej na odcisk!
Zygmunt Szatan też z całą pewnością zasłużył sobie na takie nazwisko, ale nie będę Wam nic zdradzać. W ogóle – wybór imion i nazwisk przez autora bardzo mnie ciekawi. I to nie tylko w tym przypadku właściwie. Chciałabym kiedyś zapytać, jak to się odbywa, czy autorzy wybierają imiona z kalendarza? 😉 No ale nie o tym, wróćmy do książki.
Prawo matki dało mi to, czego oczekuję od kryminału. Zwroty akcji, charakternych bohaterów, nawet trochę mięsa (i w przenośni, i dosłownie). Wodzenia za nos, kiedy myślę – tak, ten na pewno jest winny! A w ostatnich zdaniach rozdziału okazuje się, że nic bardziej mylnego. „Ale jak to?! Okej, to czytam kolejny rozdział!”. W konsekwencji zmieniam się w książkowego zombie 😉
Na koniec powiem tylko tyle – polecam Wam tę książkę. Serio. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
Prawo matki znajdziecie tutaj.
Moja ocena
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Prawo matki to książka otwierająca nowy cykl Przemysława Piotrowskiego. Tym razem poznajemy Lutę Karabinę. I powiem Wam, że to nazwisko totalnie oddaje jej charakter!
Książki pana Piotrowskiego za każdym razem fundują mi zarwane noce. Moc wrażeń i emocji nie pozwalają mi odłożyć książki do późnych godzin nocnych. Lekko nieprzytomna rano zawsze powtarzam, że nie żałuję. I tak było tym razem.