Fani „Pieśni lodu i ognia” niecierpliwią się od miesięcy. Martin ma dosyć słuchania pogłosek o swoim kiepskim stanie zdrowia i dąsa się na czytelników, że zamiast pozwolić mu w spokoju pracować, zasypują go pytaniami o premierę szóstego tomu jego porywającej historii.
Na szczęście istnieją jeszcze ludzie zdający sobie sprawę z faktu, że proces twórczy to ciężka harówka, a najgorszą częścią zawodu pisarza jest pisanie. Dla wszystkich pozostałych, którzy z chęcią pospieszyliby nieco autora, prezentujemy 5 praktycznych sposobów na przetrwanie trudnego okresu dzielącego czytelników od premiery „Wichrów zimy”.
- Przeżyj to jeszcze raz.
Zanim „Wichry zimy” trafią na półki księgarń, minie jeszcze przynajmniej kilka miesięcy. To więc idealny czas, żeby przypomnieć sobie wcześniejsze tomy i na nowo przeżyć wszystkie perypetie bohaterów. Nie ma bowiem nic gorszego od wygrzebywania z pamięci losów poszczególnych postaci, które umknęły nam w skomplikowanym i nieprzewidywanym świecie Martina. Powtórna lektura ma wiele zalet. Dzięki niej można na przykład pielęgnować w sobie nić nadziei, że poprzednim razem źle zrozumieliśmy treść i nasz ulubiony bohater jednak nie zginie. Kolejne rozczarowanie zawsze jest nieco mniej intensywne, a czytelnikowi pozwala pogodzić się z niezaprzeczalnymi faktami.
- Sięgnij po opowiadania.
Seria ponownie przeczytana, a „Wichrów zimy” jak nie było, tak nie ma? Fanom (lub fanatykom) prozy amerykańskiego pisarza nie trzeba chyba przypominać, że oprócz pięciu części „Pieśni lodu i ognia” istnieją także opowiadania, osadzone w realiach sagi. Warto się do nich dokopać, zważywszy na fakt, że niektóre zostały nawet przetłumaczone na język polski i wydane w oddzielnych zbiorach. Kilka tytułów dla leniwych: „Błędny rycerz”, „Wierny miecz”, „Tajemniczy rycerz”.
- Puść sobie pierwszą serię „Gry o tron”.
Chyba większość czytelników podpisuje się pod stwierdzeniem, że produkcja HBO jest równie dobra jak powieści Martina. Dlatego obejrzenie jej jeszcze raz może być dobrym sposobem na zabicie czasu. Wystarczy puścić sobie pierwszy odcinek. Myśl o przejściu przez kolejne 49 wydaje się niedorzeczna? Nie łudźmy się, to będzie czysta przyjemność. Wystarczy tylko pozbyć się wyrzutów sumienia i zagłuszyć głos rozsądku.
- Ugotuj coś!
Nie, nie chodzi o pomidorową. Mało kto wie, że na rynku pojawiła się książka kucharska, stworzona w oparciu o opisy biesiad i potraw bohaterów sagi. „Uczta lodu i ognia” pozwoli ci smakować świat Martina w dosłownym tego słowa znaczeniu. Masz do wyboru aż sto przepisów, a wśród nich m.in. zwędzone ciasteczka Aryi, pasztet w cieście z wołowiną i boczkiem czy kaczka w cytrynie. To się nazywa odbieranie literatury wszystkimi zmysłami!
- Wypowiedz Martinowi posłuszeństwo.
Ostatni sposób przeznaczony jest wyłącznie dla ludzi z mocnym charakterem. Martin wielokrotnie udowadniał swoim czytelnikom, że kochanie „Pieśni lodu i ognia” to miłość trudna, nieprzewidywalna i okupiona cierpieniem. Dlatego na czas jego pisarskiej pracy może warto przypomnieć sobie o innych książkach? Oczywiście, istnieje małe prawdopodobieństwo, że coś zachwyci nas równie mocno, jednak na świecie są również inni autorzy. I oni też piszą powieści. Czasami nawet całkiem dobre. Dajmy im szansę.