W Ameryce koniec drugiej wojny światowej ma twarz żołnierza radośnie całującego pielęgniarkę na Times Square. W Polsce to obrazy kronik filmowych przedstawiające ruiny zniszczonej Warszawy. I na tym wyobrażenia przeciętnego człowieka o roku 45. się kończą. Reportażystka „Gazety Wyborczej”, Magdalena Grzebałkowska, mówi więc: „sprawdzam, jak to było naprawdę” i pisze poruszającą książkę. Jej świeżość spojrzenia docenili niedawno czytelnicy. 1945. Wojna i pokój zgarnęła prestiżową nagrodę Nike publiczności.
Na okładce tej 400-stronicowej książki możemy przeczytać, że jest to „reporterska opowieść o najbardziej dramatycznym roku XX stulecia”. Podobne stwierdzenie Grzebałkowska powtarza podczas spotkania autorskiego odbywającego się w Białymstoku w ramach Festiwalu Literackiego „Zebrane”. Tym samym autorka łamie już pierwsze stereotypy i obrazy utrwalone w głowie czytelnika dotyczące czasów wojennych. Kontrast pomiędzy wyobrażeniami o radosnym 1945 roku a prawdą okazuje się być na tyle drastyczny, że jesteśmy w stanie przyznać Grzebałkowskiej rację. U schyłku wojny nie było wygranych i przegranych. Historia wymierzyła swoją sprawiedliwość i tragedia dotknęła wszystkich po równo.
1945. Wojna i pokój to zbiór reportaży o kolejnych miesiącach roku 45. Grzebałkowska dotarła do świadków tamtych wydarzeń i opisała ich wspomnienia. Jej zamiarem było przedstawienie losów mieszkańców różnych części naszego kraju – mamy więc historie m.in. z Kaszub, Suwalszczyzny, Wrocławia, Warszawy, Sanoka i Ziem Odzyskanych. To znaczące, ponieważ autorka dociera nie tylko do Polaków, ale także Niemców mieszkających na terenach przyłączonych do III Rzeszy, ocalałych Żydów, czy Ukraińców, pamiętających zarówno ataki partyzantów, jak i banderowców. Jej bohaterowie to jednak przede wszystkim ludzie, nie definiowalni poprzez swoją narodowość, zwykłe drobinki zapomniane przez wielką historię, „cywile wyklęci” – powie autorka podczas spotkania z czytelnikami. Doda także, że nie opowiadała się po żadnej ze stron, ponieważ przykładanie dzisiejszych miar do oceny tamtych wydarzeń jest niesprawiedliwością. Identyczne podejście da się wyczuć w książce.
1945. Wojna i pokój to lektura trudna, przez którą nie można przejść bez emocjonalnego zaangażowania. Grzebałkowska ułatwia jednak czytelnikowi zadanie i historie opisuje z literackim zacięciem, niejednokrotnie ujawniając się w toku narracji i zdradzając kulisy docierania do bohaterów. A nie jest to wcale takie proste, ponieważ dystans jest jeszcze zbyt mały, by można było wyznać całą prawdę, nie bojąc się bycia ocenianym przez współczesnych. Do minimum ogranicza też kontekst historyczny, skupia się na ludziach i ich codziennej, nierównej walce o przetrwanie.
Autorka napisała więc książkę o budowaniu świata na nowo, o miesiącach chaosu i powolnym ustalaniu nowych zasad funkcjonowania w niepewnej rzeczywistości, oddalonej od wielkiej polityki. Grzebałkowskiej nie interesują traktaty i podziały ziem. Woli za to opowiedzieć, co szabrownicy znajdowali w opuszczonych, poniemieckich domach, jak to było uciekać zamarzniętym Zalewem Wiślanym, ratować się z tonącego Gustloffa, patrzeć na płonący dom czy ubierać w łachmany, by broń Boże nie zainteresować swoim wyglądem radzieckich żołnierzy. Wszystkie historie mają twarz konkretnych bohaterów, książkę wypełniają ich zdjęcia oraz wypiski z gazet o poszukiwaniu bliskich lub początkach handlu, stanowiących dowód powrotu do normalności.
Książka Magdaleny Grzebałkowskiej świetnie wypełnia pewną lukę w literaturze dotyczącej czasów wojny. Doskonale opisane lata okupacji zyskały teraz dodatkowy, ważny kontekst. Autorka swoimi reportażami dopełnia obraz chaosu, dając mu zupełnie ludzkie, pozbawione sztuczności i patetyzmu oblicze. 1945. Wojnę i pokój polecam więc czytelnikom nie bojącym się zmierzyć z prawdą. Często bardzo bolesną i stojąca w całkowitej sprzeczności z dotychczasowym sposobem myślenia o tamtych czasach.