Recenzja Natura Leczy F. Williams
Recenzja Natura Leczy, czyli co sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi i bardziej kreatywni
Natura Leczy, to książka, która wydawała mi się być czymś w rodzaju zielnika. Ta pozycja, mój drogi Czytelniku, to coś znacznie więcej. Od razu po przeczytaniu wpisałam w swoje codzienne plany 30 minutowe spacery i jestem przekonana, że każdy zrobi to samo. Dlaczego?
Autorka Florence Williams zaczyna od aplikacji Georga MacKerrona, która przyłapuje ją na odpoczynku w zieleni. Młody ekonomista wyrywkowo bada ochotników gdzie są, co robią i jak się czują pod kątem nastroju.
Florence zbiera, na kartach tej zielonej książki, masę badań naukowców, własne eksperymenty i piękne odwzorowania w historii. Wszystko to namawia do obcowania z naturą, ale nie w banalny sposób. Nie chodzi o to, by sztucznie wytwarzać naturę w zamkniętych pomieszczeniach naszych domów, biur, szkół czy szpitali, ale by raczej, po prostu… wyjść na zewnątrz. Tam szybciej rezonujemy z dobrodziejstwami przyrody niż w sztucznych warunkach. Wędrówki i spacery, coś co kiedyś było naturalnym spędzaniem czasu i odkrywaniem genialnych pomysłów w dziejach historii, dziś jest czymś, do czego najczęściej się zmuszamy, odrywając od swych komórek. A szkoda.
Natura Leczy Od USA aż do Chin
Metro sapiens – tak można nazwać teraz nasz gatunek, którego głównym problem jest postęp technologiczny. Pozwala on nam wiele zyskać, ale też wiele stracić. Przez globalne zamknięcie się we wnętrzach i komunikowanie za pomocą internetu, jesteśmy bardziej nerwowi, mniej towarzyscy, bardziej rozkojarzeni i zapatrzeni w siebie. Naukowcy, na jakich powołuje się Florence, upatrują przyczyny gorszego samopoczucia w utracie kontaktu z przyrodą. Masowo przenosimy się do miast, ale nie planujemy ich odpowiednio. Przekłada się to na wiele tragedii w dłuższej perspektywie. Niby wszyscy o tym mówią, ale autorka rozkłada problem na części pierwsze, popiera je osobistymi doświadczeniami, rozmowami z innymi i szeregiem naukowych eksperymentów z najróżniejszych zakątków świata: od Korei Południowej, przez USA aż do Chin. Opisy są barwne i bardzo ciekawie przedstawione. Książkę czyta się, nawet nie jak rozprawkę naukową i literaturę faktu, ale jak dobrą powieść.
Struktura książki Natura Leczy
Ta zielona pozycja składa się z pięciu części. Każda z nich zaczyna się wesołym obrazkiem i cytatem, który idzie często „w pięty”. Pierwsza i druga część wyjaśnia ciekawe teorie na temat potrzeb naszego mózgu względem natury. Na pierwszy ogień idzie Japonia i badania biofilii, na drugi zaś Utah gdzie pod lupę idzie większe, dzięki kontakcie z przyrodą, skupienie. W kolejnych rozdziałach autorka bada wpływ zieleni w mieście na trzy główne zmysły: węchu, słuchu i wzroku. Następnie testuje dłuższe przebywanie na świeżym powietrzu niż zalecana przez Finów dawka pięciu godzin na miesiąc. W części czwartej zaś zanurza nas w dzicz i pokazuje, co ciekawego dzieje się z człowiekiem w jej głębi. Pod koniec, wraca do miasta i jego urbanizacji, chcąc pokazać, jak można przemycić w dżunglę betonu, choć trochę zieleni i jaki to ma na nas wpływ.
Natura leczy: badania neuronaukowców
Siedmiu neuronaukowców, upatrując wzoru odosobnienia na pustyni Jezusa, Buddy i Reese Witherspoon, wyjeżdża na zupełne odludzie, by zbadać jaki przyroda ma wpływ na ludzi. Efekty zadziwiają nawet największego niedowiarka, który uparcie twierdził, że dobra muzyka, czy odwiedzenie muzeum, przynosi podobne rezultaty, co obcowanie z naturą. Dzięki mniejszej ilości bodźców, które nas absorbują (tysięcy niezałatwionych spraw), kreatywność po przebywaniu na łonie natury, zwiększa się o 50%, a pamięć poprawia się o 80%. Za stan takiego relaksu odpowiada „miękka fascynacja”, czyli np. widok zachodzącego słońca, pięknego krajobrazu lub padającego deszczu. Delikatnie zwracają one naszą uwagę, są tajemnicze i wzbudzają w nas poczucie piękna. Taki stan można również osiągnąć w czterech ścianach, ale w naturze dochodzimy do niego łatwiej i szybciej.
Trzy zmysły: zapach cyprysów, zielony kolor i śpiew ptaków
Według badań, nerw błędny, jest rodzajem przełącznika w przywspółczulnym układzie nerwowym, spowalnia bicie serca, po wzroście adrenaliny i uspokaja całe ciało sprawiając, że dochodzimy do zgody i bije od nas empatia. Jak myślisz, Czytelniku, co ma na niego najlepszy wpływ? Zieleń.
Zaczynając od zmysłu zapachu, ponoć ten z olejków cyprysowych, najbardziej poprawia ludziom nastrój. Stąd pewnie taksówkarze najchętniej wieszają go na lusterkach w autach. Zmysł zapachu jest bardzo delikatnym odbiorcą tego, co nas otacza. Zanieczyszczone powietrze w miastach przyczynia się do coraz większej ilości zgonów. Przyjemne zapachy zaś wpływają na naszą bliskość, a woń czystości wpływa podobno na nasze lepsze aspiracje.
Florence poddaje się również badaniom pod kątem hałasu. Zmiana jego natężenia powoduje, co chwilę skoki tętna i nastroju. Dochodzi do wniosku, że najbardziej uspokajające są ptasie dźwięki, dla każdego inne. Twierdzi, że stan relaksu mocno wiąże się z falami alfa w naszym mózgu, są one tym silniejsze im mniej mamy bodźców wzrokowych.
Badając zmysł wzroku autorka ciekawie wyjaśnia odkryte zjawisko fraktali w przyrodzie, które powstają jako idealnie geometrycznie twory z chaosu, które jednocześnie go tworzą.
Gdy autorka miała 12 lat, a jej tata problemy osobiste, wyruszyli na wspólną wyprawę, po której ojciec napisał:
„Tego roku bardziej niż kiedykolwiek znajdowałem niezwykłą pociechę we wspólnych odysejach – napisał. – Na początku podróży głowę miałem nadal pełną dylematów do rozwikłania. Byłem mało przystępny, łatwo wpadałem w gniew. Jednak wraz z kolejnymi etapami wyprawy moje lęki stawały się mniej poważne i zaczynałem odczuwać pewną równowagę. Poczułem spokój, jakiego nie zaznałem od wielu miesięcy. Co takiego jest między mną i wodą?”.
Kontakt z zielenią, błękit i róż dla najgorszych
Co daje nam kontakt z naturą: mniejsza agresja, liczba napaści, zabójstw, włamań i kradzieży. Mniej chorób psychicznych.
„Zauważono, że we wszystkich szpitalach maniacy płci męskiej, którzy pomagają przy rąbaniu drewna, rozpalaniu ognisk czy kopaniu w ogrodzie (…), często wracają do zdrowia, podczas gdy osoby, którym pozycja nie pozwala na wykonywanie tego rodzaju posług, dożywają swych dni, marniejąc w murach szpitala.”
Czasem wystarczy hamak, kamień lub drzewo, by złapać codzienny rytuał i wyjść na prostą nawet z depresji. Z tym wiąże się ściśle filozofia Mindfullnes, czyli bycie tu i teraz, skupienie się na tym, co nas otacza i na bodźcach, jakie nam dostarcza. Autorka przytacza przykład lepiej funkcjonującego środowiska więźniów, którym uruchomiono Błękitną Salę, w której odtwarzane są filmy z głębią oceanu, lasami tropikalnymi i zachodami słońca na pustyni. Podobnie „róż z izby wytrzeźwień„, uspokaja nie tylko jej gości, ale również sportowców, więźniów, weteranów wojennych, pacjentów ze szpitali psychiatrycznych itd. Fani teorii biofilii dopatrują się upojenia w roślinnej zieleni, błękitnej czystej wodzie oraz odbić nieba i oceanu jako odcieni błękitu.
Ile czasu przebywać bliżej natury?
Odpowiadając na to pytanie autorka opisuje swój udział w badaniu 30 x 30, czyli 30 minut spaceru przez 30 dni. Choć nie obyło się bez użądleń os, ataków samotnych psów, rowerzystów, którzy ochlapywali ją czasami błotem, złamanego palca, gdy jej pies szarpnął ją w pogoni za innymi, poparzeń trującym bluszczem, a nawet spotkania z ekshibicjonistą. Czy warto było? Jak sama twierdzi, pomimo przeciwności, polepszył się jej sen oraz nastrój i zwiększył spokój umysłu. Dawkę ruchu z 30 minut sama zwiększyła do godziny dziennie.
Florence zwraca też uwagę na młode pokolenie, które już na wczesnym etapie rozwoju przesiaduje godzinami w przedszkolach i przy grach komputerowych, a przez to coraz więcej dzieci ma ADHD, wpada w depresję i otyłość. Naukowcy z Korei Południowej zalecają dla najmłodszych chociaż pół dnia raz na dwa tygodnie wśród zieleni. Owoc nie jest ciekawszy od jedzenia śmieciowego, ani las od gry komputerowej, ale jeśli zabawa w lesie będzie ciekawa jest szansa, że już na samym początku młodzi ludzie dojdą do tych samych dojrzałych wniosków, co ich rodzice.
Dla swych studentów, pewien profesor trzyma się „efektu trzech dni„, jako pomysłu na lekcje w terenie. Studenci w naturze i przy ogniu podobno „ożywają”. Jak sam twierdzi:
„zmysły, perspektywa i poznanie wyostrzają się z czasem„.
Zdecydowanie polecam tą pozycję wszystkim zabieganym. W środku mojej książki znalazłam liścik:
„Miłego czytania, najlepiej na łonie natury”.
I tego samego Ci życzę Czytelniku. Książkę znajdziesz tutaj.
Ocena Anny
-
9/10
-
9/10
-
7/10
-
7/10
Fragment recenzji
Siedmiu neuronaukowców, upatrując wzoru odosobnienia na pustyni Jezusa, Buddy i Reese Witherspoon, wyjeżdża na zupełne odludzie, by zbadać jaki przyroda ma wpływ na ludzi. Efekty zadziwiają nawet największego niedowiarka, który uparcie twierdził, że dobra muzyka, czy odwiedzenie muzeum, przynosi podobne rezultaty co obcowanie z naturą. Dzięki mniejszej ilości bodźców, które nas absorbują (tysięcy niezałatwionych spraw) kreatywność po przebywaniu na łonie natury, zwiększa się o 50%, a pamięć poprawia się o 80%. Za stan takiego relaksu odpowiada „miękka fascynacja”, czyli np. widok zachodzącego słońca, pięknego krajobrazu lub padającego deszczu. Delikatnie zwracają one naszą uwagę, są tajemnicze i wzbudzają w nas poczucie piękna. Taki stan można również osiągnąć w czterech ścianach, ale w naturze dochodzimy do niego łatwiej i szybciej.