
Matczyzna to powieść, która wnika pod skórę i nie daje o sobie zapomnieć. Autorka, Małgorzata Żebrowska, przedstawia nam portret trzech pokoleń kobiet – babci Krystyny, matki Marty i córki Barbary – połączonych nie tylko więzami krwi, ale też dziedzictwem, które trudno unieść. Z pewnością znacie słowo ojcowizna, w znaczeniu ziemi czy rodzinnego domu, prawda? To ta tytułowa matczyzna jest tu toksycznym spadkiem pełnym lęków, kompleksów i krzywdzących przekonań przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
Nie sposób nie zwrócić uwagi na niezwykle symboliczną okładkę, która stanowi „zapowiedź” tej książki. Włosy kobiety przechodzą w splątane korzenie, co może nam mówić o tym, jak głęboko tkwi rodzinne dziedzictwo.
Matczyzna – recenzja książki
Żebrowska nie oszczędza czytelnika. Jej język jest bezpośredni, momentami wręcz brutalny, ale właśnie w tej surowości tkwi siła opowieści. Autorka pokazuje, jak traumy – te nazwane i te ukryte – przenikają codzienność, kształtują relacje i odbierają poczucie bezpieczeństwa. To książka „brudna” w swojej prawdzie, bo pokazuje życie takim, jakie bywa, a nie takim, jakie chcielibyśmy pamiętać.
Nie jest to lektura na jeden wieczór. Każdy rozdział zostawia ślad, prowokuje do myślenia, czasem do gniewu, a czasem do bolesnego współczucia. To opowieść, którą trzeba dawkować – nie tylko po to, by ją zrozumieć, ale by dać sobie czas na przetrawienie emocji.
Matczyzna to literatura wymagająca, ale nagradzająca uważnego czytelnika – bo za jej ciężarem kryje się coś więcej niż historia rodzinna. To pytanie o to, co z dziedzictwa naszych matek i babek chcemy zatrzymać, a co odważymy się przerwać. Pamiętacie recenzję książki Masz to po mnie? Tak mi się bardzo skojarzyło.
A czy Wy macie w planach sięgnąć po Matczyznę? Może już jesteście po lekturze i chcecie podzielić się wrażeniami?
Książkę znajdziecie tutaj.
Moja ocena
-
7/10
-
8/10
Fragment recenzji
Matczyzna to brutalnie szczera opowieść o tym, jak traumy matek stają się losem córek. Wciągająca, choć nie dająca się przeczytać w jeden, dwa wieczory. Trzeba dać emocjom ochłonąć.