Melodia mgieł dziennych – recenzja książki
Polska wokalistka, kompozytorka, poetka i reżyserka. Marta Bijan jest znana ze swojej działalności artystycznej na wielu polach. Jej piosenki mają miliony wyświetleń na YouTubie, a filmy zdobywają nagrody na konkursach młodych talentów. Tym razem artystka postanowiła spróbować swoich sił w dziedzinie literatury i już 14 października do księgarni trafi jej pierwsza powieść: Melodia mgieł dziennych. Kto w tytule doszukuje się nawiązania do wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera, ma rację. Nie zdradzę jednak, jaka nić łączy oba utwory.
Melodia mgieł dziennych – rzecz o niewidzialnych
Książka zaczyna się dedykacją: Wszystkim niewidzialnym, która brzmi jak zapowiedź historii o duchach i życiu po śmierci. Ma ona jednak inny, głębszy wymiar. Namacalny, bardzo bliski życiu tu i teraz. Niewidzialni to ci, którzy są niewidoczni pomimo posiadania ciała z krwi i kości, w którym mocno bije serce. Niewidzialni nie odsłaniają się, nie zaznaczają swojej obecności, nie walczą o uwagę. Chowają się w cieniu innych ludzi, przez to trudno ich dostrzec. I wchodzą w tę rolę tak mocno, że niemal sami przestają siebie zauważać.
Jedną z takich niewidzialnych osób jest główna bohaterka książki, Es:
Sama biegnę do łazienki i nasączam ręcznik wodą. W lustrze widzę ściany pokryte nowymi kafelkami i drewniane, stylowe listwy łączące je z sufitem. Schludne pomieszczenie bez życia; ani śladu kobiety, dziewczyny, kogokolwiek płuczącego ręcznik. Nawet gdy chucham na taflę, nie widać na niej żadnego kształtu.
W Melodii mgieł dziennych dostajemy jeszcze jeden wyróżnik Niewidzialnych: nie udaje im się w życiu przez Innych. Ponieważ Inni uznają, że ci nie mają w sobie „tego czegoś”, co zasługuje na bycie zauważonym. Powieściopisarz Jean-Paul Sartre napisał kiedyś, że Piekło to inni. Marta Bijan utwierdza w przekonaniu, że się nie mylił.
Es i Melodia
Melodia mgieł dziennych to intymny zapis przeżyć i wspomnień dziewczyny o imieniu Es, która marzy o tym, by zostać gwiazdą. Dawniej jej szufladę wypełniały słowa i dźwięki, które w marzeniach zamieniała w piosenki śpiewane przez tłum zgromadzony pod sceną na wyimaginowanych koncertach. Wizja ta jednak nigdy się nie urzeczywistni. Przynajmniej nie dla niej.
Es spotyka bowiem na swojej drodze Melodię, młodą charyzmatyczną dziewczynę, która doskonale wie, czego pragnie i nie boi się po to sięgać. W wyniku splotu niefortunnych wydarzeń Es wchodzi w rolę jej menadżerki i staje się cichym świadkiem tego, jak ktoś inny spełnia jej własne marzenia i żyje życiem, którego Es zawsze pragnęła.
Ręce rzucone na szyję są początkiem końca. Zarzucona nagle na szyję pętla, tak na próbę — słowa opisujące rozpoczęcie współpracy są gorzką przepowiednią przyszłości i ich znajomości.
Z jednej strony delikatna i wrażliwa Es, z drugiej krzykliwa i ekscentryczna Melodia, a między nimi przepaść mierzona w milionach różnic, które je dzielą. Dziewczyny mimo to wchodzą w bliską relację, która zamienia się w niepokojące uzależnienie. — Możemy mówić między sobą, że Melodia nie istnieje beze mnie, ale obie wiemy — mówię, dławiąc się łzami. — Wiemy, że ja nie istnieję bez niej.
W moim życiu najpiękniejsze jest to, czego nie ma
Dzięki Melodii Es dotyka upragnionego świata show-biznesu, ale nigdy nie stoi w świetle reflektorów. Jest szarą eminencją sukcesu koleżanki, która dzięki jej pomocy i poświęceniu staje się muzyczną ikoną. Es oddaje bowiem Melodii teksty ze swojej szuflady. Nie są to jednak tylko zapisane skrawki papieru, a emocje i przeżycia, żywe tkanki wyrwane ze zranionej duszy, talent i wrażliwość opakowane w litery. Swój cenny skarb przekazuje na ręce beztroskiej Melodii, która zamienia je w swoje hity. Es obserwuje rozentuzjazmowany tłum fanów na koncertach, który jednym głosem wyśpiewuje jej życie ubrane w piosenki. I jest tak, jak chciała. Ludzie jednak nie podziwiają jej, a niebieskowłosą, pustą, uzależnioną od używek i seksu dziewczynę, która pędzi ku zatraceniu. I nie rozumie tego, co wypływa z jej ust.
Pojawia się pytanie. Czy Melodia, mimo bycia w centrum zainteresowania całego kraju, może tak naprawdę należeć do grona niewidzialnych? Skoro miliony wpatrzonych w nią oczu, widzą tylko jej powłokę, sceniczną maskę, za którą się ukrywa, nie dostrzegając tego, kim jest naprawdę? To tylko luźna myśl…
Melodia mgieł dziennych — wrażenia po lekturze
Jeśli lubisz powieści z wartką akcją i fabułą obfitą w rozbudowane wątki, nie czytaj tej książki. Do lektury zachęcam natomiast wszystkich, którzy cenią poetycki styl i niespiesznie smakują treść. Tych, którzy nie nastawiają się na prosty posiłek, w którym wszystkie składniki są transparentne i nazwane w jasny sposób.
Marta Bijan ma na swoim koncie tomik wierszy, Kwiat wielu nocy. Być może właśnie zamiłowanie do poezji czyni jej prozę liryczną i nastrojową. Artystka w swojej powieści skleja świat z metafor i daje pole do ich interpretacji. Niejednokrotnie akcję przerywa myślą, która uderza i zmusza do zaczerpnięcia powietrza. Jakby jednym zdaniem chciała sprowokować czytelnika do zatrzymania się i wejrzenia w siebie. Bo być może myśli i czuje podobnie.
Rozdziały są krótkie, jakby urywane. Autorka stosuje pauzy, wyrażone nie tylko w sposobie narracji. Sięga również po znaki z zapisu muzycznego, ósemkowymi pauzami rozdzielając przemyślenia. Historia pisana jest w pierwszej osobie i w sposób szczególny. Momentami miałam wrażenie, że trzymam w ręku pamiętnik, zbiór myśli spisywanych tuż przed pójściem spać. Zapis osobistych wyznań pełnych bólu oraz niespełnionych marzeń. I nadziei, która ostatecznie umiera…
Książkę odbieram również jako studium chronicznego smutku. Czytając ją, można wręcz zestroić się z wibracjami głównej bohaterki. Rezonować z jej nastrojem. Oddychać z nią w tym samym tempie, ciężko. I czuć ściśnięte gardło. W mojej ocenie nie jest to jednak minusem, a zaletą. Oznacza bowiem, że historia wciąga, próbując się wśliznąć pod skórę czytelnika i z nim zjednoczyć.
Ciekawym smaczkiem w książce są również utwory muzyczne wplecione w treść. Ich melodie wybrzmiewają w głowie podczas lektury. Z fragmentów Claire de Lune Debussy’ego, I symfonii c-moll Brahmsa, Sonaty księżycowej Beethovena czy Samotności dźwięków Tomasza Sikorskiego można by złożyć soundtrack, będący idealnym podkładem do lektury książki.
Duszno, ciemno, gorzko, melodyjnie
Muszę przyznać, że po przeczytaniu ostatniej strony, klimat wykreowany przez Martę Bijan towarzyszył mi przez dłuższy czas. Lekko duszny i ciemny. W ustach niemal mogłam wyczuć gorzki posmak emocji głównej bohaterki. Pod powieką, natomiast, do tej pory majaczy podkreślony cytat: Te krótkie momenty, kiedy myślisz, że jesteś kimś, charakteryzują się tym, że są krótkie.
Lubię takie książki, których nie odstawiam po prostu na półkę, by za chwilę o nich zapomnieć. Do Melodii mgieł dziennych wrócę na pewno. Kto wie, może Ty również? Chcąc to zrobić, musisz jednak przeczytać ją po raz pierwszy. Swój egzemplarz znajdziesz tutaj.
Książka Marty Bijan będzie dostępna w księgarniach od 14 października.
Ocena Uli
-
10/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
Fragment recenzji
Marta Bijan ma na swoim koncie tomik wierszy, Kwiat wielu nocy. Być może właśnie zamiłowanie do poezji czyni jej prozę liryczną i nastrojową. Artystka w swojej powieści skleja świat z metafor i daje pole do ich interpretacji. Niejednokrotnie akcję przerywa myślą, która uderza i zmusza do zaczerpnięcia powietrza. Jakby jednym zdaniem chciała sprowokować czytelnika do zatrzymania się i wejrzenia w siebie. Bo być może myśli i czuje podobnie.