Recenzje

Recenzja: Śpiewaj ogrody – Paweł Huelle

Śpiewaj ogrody - Paweł Huelle

Śpiewaj ogrody - Paweł Huelle Śpiewaj ogrody – Paweł Huelle

Paweł Huelle jak nikt śpiewa ogrody. Co mam na myśli? Bogatą w detale, smaczki i szczegóły wartką prozę, przypominającą gąszcz lian, dżunglę wciągającą zapachami, smakami, różnorodną fakturą liści i kory. Huelle jest także strażnikiem pamięci, zbieraczem kamyków, z których zbudowana jest kręta droga historii.

Jeśli tak chce się widzieć dokonania gdańskiego pisarza, to jedna z jego najnowszych powieści (druga to wydany w tym samym czasie „Mercedes Benz”) – „Śpiewaj ogrody” nie może być i nie będzie rozczarowaniem.

Bohaterem i narratorem jest chłopiec, który przychodzi na świat po wojnie w pięknej willi przy ulicy Polanki w gdańskiej Oliwie. Dziedziczy po ojcu przyjazny stosunek do sąsiadki, dawnej właścicielki domu, Grety Hoffman, Niemki, która na przekór wszystkiemu – niechęci Polaków, przymusowym kwaterunkom, szykanom, zostaje w Gdańsku i wiedzie samotne życie. Kobieta podejmuje u siebie przy herbacie najpierw ojca i syna, potem już tylko syna jako chłopca i dorastającego mężczyznę. Mały Pawełek zostaje schwytany w sieć jej opowieści o życiu w przedwojennym Gdańsku, daje się prowadzić historiom z muzyką w tle, tajemnicom sprzed dwóch wieków i spowiedzi starszej kobiety. Greta przeżyła w oliwskim domu szczęśliwe chwile z mężem-kompozytorem, który odnalazłszy nieukończony rękopis opery Richarda Wagnera obsesyjnie skupia się na stworzeniu i dopisaniu brakujących fragmentów. Wkrótce jednak Rzesza zaczyna w takt wagnerowskiej muzyki maszerować triumfalnie na wschód i wojenny walec rozjeżdża życie bohaterów, niszcząc i komplikując wszystko, co spotka na swojej drodze.

Jak to u Huellego bywa, musi być i jest w tej powieści tajemnica, wprowadzająca atmosferę napięcia nie mniej, niż w doskonałym kryminale. Jest Gdańsk z jego wielokulturowością, panem Bieszke gwarzącym po kaszubsku, rosyjskimi zdobywcami Wolnego Miasta, przesiedleńcami z kresów, polskimi i niemieckimi autochtonami. Jest zdrada, okrucieństwo, miłość, poezja Rainera Marii Rilkego i chłodne morze, jak autor nazywa Bałtyk.

Czytając nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to książka autobiograficzna i czy Huelle naprawdę został spadkobiercą opowiadań starej Niemki, pana Bieszke i innych bohaterów. Takie sugestie pojawiają się w tej powieści często, autor zwraca się do czytelnika z wyjaśnieniem, co jeszcze chce dołączyć do spisywanej przez siebie literacko-muzycznej partytury, oraz co z otrzymanych pamiątek zachował. Tom uzupełniony jest też o dwie wklejki z reprodukcjami portretów, wspomnianych w treści jako wizerunki Grety, wykonane ręką jej męża, Ernesta Teodora. Czy więc jest to prawdziwa historia? Nie wiem, ale myślę, że warto samemu wyrobić sobie zdanie na ten temat.

Wiem natomiast jedno: kto z zapartym tchem słuchał opowieści babć i dziadków o wojennych czasach i lubił przeglądać zetlałe materialne świadectwa ich losów, powinien tę powieść przeczytać. Diabeł wciąż pali ludzkim materiałem w piecu historii, a mało kto tak jak Paweł Huelle potrafi o tym tak wspaniale pisać.