Wywiad z Sarą Taylor, tajemniczą autorką …i wyjechać w Bieszczady
Nie możemy Wam zdradzić, kto ukrywa się pod pseudonimem „Sara Taylor”, bo autorka pilnie strzeże swojej prawdziwej tożsamości. Jednak udało nam się porozmawiać z tą polską pisarką, która zadebiutowała książką …i wyjechać w Bieszczady. Thriller z Domaniewskiej. Teraz dzielimy się z Wami tą ciekawą rozmową.
CoPrzeczytać: Co sprawiło, że zdecydowała się Pani zadebiutować książką dotyczącą warszawskich korporacji, zlokalizowanych w tzw. Mordorze przy ul. Domaniewskiej?
Sara Taylor: …i wyjechać w Bieszczady. Thriller z Domaniewskiej to przede wszystkim książka nie o korporacjach, ale o ludziach w nich pracujących. O tym, jak praca w warszawskim Mordorze potrafi zmieniać ludzi. Jak wpływa na nasze życie prywatne, zarówno jeśli chodzi o pozapracowe relacje z innymi korpoludkami, jak i przyjaźnie, związki, a nawet seks.
Specjalnie użyłam tu określenia „nasze relacje„, ponieważ od 10 lat jestem częścią tego środowiska. Tak. Jestem korpoludkiem. A najbliższa ciału koszula. Stąd też książka, poniekąd również o mnie. Z jednej strony literacka wprawka, bo zawsze marzyłam o pisaniu, z drugiej zaś strony, forma autoterapii. Próba zmierzenia się z niektórymi moimi demonami.
CP: Najgorsze z demonów, które opisała pani w książce…
ST: Przede wszystkim już wspomniana przeze mnie miałkość relacji międzyludzkich. Dużo zachowań i działań jest tylko pozorowanych, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Większość z nas gra. Udajemy, że jesteśmy lepsi, niż jest to faktycznie. Udajemy, a niektórzy z czasem zaczynają święcie wierzyć, że nasza praca jest ważniejsza od pracy sekretarki, czy osoby, która pracuje na kasie w markecie, a tym samym my jesteśmy wyjątkowi, wybrani i niezastąpieni. A przecież tak nie jest.
Oczywiście najczęściej pieniądze, które na pewnym poziomie zawodowym w korporacjach są co najmniej godne i zadowalające, dają nam takie poczucie. To sprawia, że zaczynamy otaczać się ludźmi o podobnym statusie materialnym i stylu życia. Zamykamy się w pewnej bańce. Wydaje nam się, że świat właśnie tak wygląda, a wszystko, co poza naszą bańką jest: złe, głupie, nierozsądne, wynaturzone. Nie rozumiemy tych, których nie stać na własne mieszkanie, choćby w hipotece, zagraniczne wakacje, najlepiej przynajmniej dwa razy w roku. Zaś osoby, które w ogóle nie potrafią znaleźć sobie dobrze płatnej pracy, uznajemy za życiowych nieudaczników.
Jesteśmy również wyznawcami zasady, że w życiu ma być łatwo, lekko i przyjemnie. Stajemy się typowymi przedstawicielami konsumpcyjnego świata. Jesteśmy nastawieni tylko na branie, najlepiej nic nie dając od siebie. Dlatego, jeśli na przykład w związku lub przyjaźni przychodzi kryzys, to bez skrupułów wymieniamy takiego delikwenta na „lepszy model”.
Oczywiście celowo generalizuję.
CP: Jest coś złego w tym, że ktoś chce żyć łatwo, lekko i przyjemnie?
ST: Nie. W tym nie ma niczego złego. Ale tą książką chciałam przynajmniej lekko nakłuć bańkę, o której wspomniałam. Wprowadzić pewien dyskomfort. Nakłonić Czytelnika, aby stanął na chwilę z boku i popatrzył na życie swoje i swoich znajomych z pewnej perspektywy. Możliwie na chłodno.
Nie jest to jednak książka super poważna. Wiele przedstawionych w niej zachowań i sytuacji przedstawiam z poczuciem humoru, w krzywym zwierciadle, specjalnie przejaskrawiam. Myślę, że jest tu część, podczas czytania której można popaść w zadumę, ale i taka do pośmiania się. Piszę w niej również o sobie i śmieję się sama z siebie.
CP: W niektórych komentarzach pojawiają się głosy krytyki, że seks z przypadkowymi partnerami, alkohol i narkotyki występują we wszystkich środowiskach, nie tylko wśród pracowników warszawskich korporacji.
ST: Zgadzam się z tym. Ale to, że one są gdzieś indziej, nie znaczy, że nie ma ich i w naszym środowisku. Nie znam wszystkich środowisk zawodowych. Znam swoje i o nim piszę. Trudno, abym w rozdziale o naszych relacjach erotycznych, nieudanych związkach, imprezach wspomaganych alkoholem i narkotykami, napisała tylko jedno zdanie w stylu – „przygodny seks pod wpływem narkotyków i innych środków odurzających, będący namiastką stabilnego związku oraz miłości, jest w naszym środowisku tak samo często spotykany jak w innych grupach społecznych oraz zawodowych” (śmiech!).
CP: Jeśli jest Pani w Mordorze na Domaniewskiej tak źle, to chce Pani wyjechać w tytułowe Bieszczady?
ST: Jeśli ktoś z pracowników korporacji nie miał kiedykolwiek ochoty rzucić tego wszystkiego i wyjechać w Bieszczady, choćby te przysłowiowe, bo mogą to być Mazury, Podlasie, czy Lubelszczyzna, niech pierwszy rzuci… swoim nowym iPhonem (śmiech).
Oczywiście, że miałam taką ochotę wielokrotnie i nadal mam. Ale nie chcę wyjechać w te Bieszczady na południowo-wschodnim krańcu Polski, ale mentalne. Chcę pisać i to będzie moja ucieczka, jeśli Czytelnicy będą chcieli kupować moje książki. Póki co sprzedaż …i wyjechać w Bieszczady. Thriller z Domaniewskiej jest wręcz zaskakująco dobra, jak na debiut i to w dodatku osoby, która ze względu na swoją pracę musi ukrywać się pod pseudonimem.
CP: Rozumiem, że nie poprzestaje Pani na tej książce i będą kolejne?
ST: Będą. I to już za chwilę. W połowie października ukaże się moja powieść Tamte wakacje. Początkowo miała to być pełna słońca, radości i pięknych uczuć historia Marty, dziewczyny w moim wieku, która porzuciła pracę w korpo i teraz pracuje jako freelancerka. Ale w czasie pisania bohaterka zaczęła żyć swoim życiem i na podstawie klasycznego trójkąta ukazałam dramat kobiet. Także tych z pozoru silnych, niezależnych, pracujących w korporacjach, które zawodowo podejmują odważne decyzje. A później wracają do domu i zmywają perfekcyjny makijaż. Wszystkie przeżywają swoje osobiste dramaty. Rozsypują się psychicznie. Postępują często niemal irracjonalnie. Zachowują się jak małe, zastraszone, niesamodzielne i potrzebujące czyjejś opieki dziewczynki.
Wydaje mi się, że wiele kobiet będzie w stanie utożsamiać się z moją bohaterką.
CP: Widzę, że wątek korporacji cały czas się pojawia.
ST: Trudno mi od niego uciec. Niemniej książka Tamte wakacje, na której premierę sama niecierpliwie czekam, nie jest romansem biurowym, aczkolwiek pewnym tłem historii jest Mordor na Domaniewskiej. Bohaterka mojej powieści pojawia się w różnych rzeczywistych miejscach, zarówno w Warszawie, jak i w Lublinie. Zatem mam nadzieję, że po książkę z równą przyjemnością sięgną Czytelniczki z Warszawy, jak i z Lublina, a ze względu na uniwersalność przedstawionej historii, również kobiety z innych miast oraz miasteczek.
Kolejne moje książki, mam nadzieję, że dwie, ukażą się w pierwszym kwartale 2019 roku. Jedna z tych historii na pewno będzie osadzona w niewielkim, trochę prowincjonalnym miasteczku, pełnym dziwnych, zaskakujących, nieco tajemniczych, ale i zabawnych zdarzeń.
CP: Dziękuję za miłą rozmowę i życzę kolejnych sukcesów.
Książkę …i wyjechać w Bieszczady. Thriller z Domaniewskiej Sary Taylor możecie znaleźć w księgarniach już od połowy czerwca. Znajdziecie ją w tym miejscu. Tak jak wspomniała autorka, w październiku ukaże się jej powieść Tamte wakacje. Zachęcam Was do sięgnięcia po książki tej debiutującej pisarki.