„Dżihad i samozagłada zachodu” Pawła Lisickiego – recenzja
Paweł Lisicki nie lubi muzułmanów. Wszystkich. I jakkolwiek byłoby to zrozumiałe w przypadku dżihadystów, ścinających niewiernym głowy w imię Allaha, to wrzucanie ich do jednego worka z przeciętnymi wyznawcami religii Mahometa, wydaje się być bezzasadne. Ale dla Lisickiego islam jest po prostu synonimem wojny. A część winy za całe zło jej ekspansji w Europie autor zrzuca na… Kościół katolicki. Czy słusznie?
„Dżihad i samozagłada zachodu” z pewnością nie jest książką poprawną politycznie. Z pewnością też na autora spłynie fala krytyki i oskarżeń o islamofobię czy obrazę uczuć religijnych. Zdaje się jednak, że Lisicki dobrze wyczuwa nastroje zwykłych obywateli, którzy z przerażeniem oglądają doniesienia medialne o brutalnych atakach terrorystycznych lub patrzą na kolejne filmiki z krwawych egzekucji chrześcijan, systematycznie pojawiające się w sieci. W przystępny i prosty sposób stara się więc wyjaśnić swoim czytelnikom, na czym polega konflikt pomiędzy światem Zachodu a islamem. Odwołuje się przy tym do kontekstów historycznych oraz teologicznych, wskazując na błędy współczesnej polityki, nie tylko świeckiej, ale także katolickiej. Dostaje się więc zarówno światowym przywódcom, jak i papieżom, od Pawła VI poczynając, przez Jana Pawła II, na cieszącym się powszechnym uznaniem Franciszku kończąc.
Islam vs reszta świata
W pierwszej części swojego eseju Lisicki przedstawia współczesną sytuację chrześcijańskiej Europy, która zdaje się samowolnie poddawać ekspansywnemu islamowi. Zdaniem prawicowego publicysty winę za ten stan rzeczy nie ponosi nikt inny, jak sam Kościół katolicki, który w imię braterstwa religii, biernie przygląda się rzezi swoich wyznawców, dokonywanych przez zwolenników dżihadu. Obraz relacji islam-katolicyzm wyłaniający się z książki Lisickiego, można porównać do małżeństwa z problemem alkoholowym, w którym jedna ze stron, aby nie dopuścić do ataku furii, zawsze ustępuje i całkowicie podporządkowuje się drugiej. A wszystko to w imię nie tyle strachu, co źle pojętego miłosierdzia. Wydawać by się mogło, że ten prawicowy autor powinien stanąć w obronie chrześcijańskich głów kościoła, jednak nie robi tego. Wręcz przeciwnie, w bardzo emocjonalnych słowach krytykuje dzisiejszą politykę łagodnego dialogu i dyskursu niebezpiecznie oddalającego się od samej istoty wiary naszych przodków.
W imię obrony wartości
W twardych i jednoznacznych osądach Lisickiego da się wyczuć polską romantyczną nutę. Ukazuje się ona poprzez wyraźne przywiązanie do tradycji walki o religię, będącą ostoją naszej cywilizacji. Nie bez powodu kilkukrotnie z dumną wspomina on Jana III Sobieskiego, a nawet odwołuje się do Sienkiewicza, jednego z głównych twórców mitu walecznej i szlachetnej polskości. Za wzór do naśladowania stawia nam Stasia Tarkowskiego, który nie wyrzekł się swojej wiary, mimo że za nieposłuszeństwo groziła mu śmierć. Ten dosyć osobliwy przykład z pewnością może zostać wykorzystany przez przeciwników tez Lisickiego, którzy przyjmą go z ironicznym uśmiechem na twarzy. Na szczęście autor, pomimo że forma eseju jak najbardziej go do tego upoważnia, nie nadużywa tego typu anegdot. Wręcz przeciwnie, częściej wykazuje swoją dużą erudycję, oczytanie i znajomość nie tylko Biblii, ale także Koranu oraz wielu opracowań z zakresu współczesnej i historycznej sytuacji obu religii.
Tajemniczy Mahomet
Druga część eseju Lisickiego skupia się na zagadnieniach samej wiary. Autor skrupulatnie rysuje nam postać Mahometa i jego działalności, będącej zarazem podstawą islamu. Co niezwykle ciekawe, najwyższego proroka muzułmanów zestawia z Jezusem, doszukując się u obu pewnych analogii i odniesień. Nie boi się wskazywać na koraniczne nieścisłości i sugerować, że Mahomet był jedynie sprytnym i inteligentnym człowiekiem, który wykorzystał swoje umiejętności do zdobycia znacznych wpływów, a usprawiedliwieniem swoich dążeń uczynił rzekomą wolę Boga. Według Lisickiego, w starciu z pokornym i umęczonym Jezusem, silny Mahomet nie ma żadnych szans na udowodnienie swojej autentyczności.
Dżihad i samozagłada… chrześcijaństwa
Z tezami Lisickiego można się zgadzać lub nie. Z pewnością do głębszej polemiki niezbędne byłyby podobne studia nad papieskimi encyklikami, badaniami Koranu i Biblii, bo dziennikarzowi nie można mu odmówić szerokiej wiedzy na ten temat. Jego książka, pomimo jasnego i założonego subiektywizmu, jest podparta rzetelną i wiarygodną bibliografią. Lisickiego z pewnością trzeba pochwalić za odwagę. Nie boi się bowiem polemizować z najszybciej rozwijającą się religią świata, a swoje ostrze ironii wymierza nie tylko w sam islam, ale także współczesny katolicyzm, który ku przerażeniu autora, coraz bardziej odchodzi od podstaw i autentycznych źródeł swojej wiary.
„Każdy, kto lęka się ekspansji dżihadu albo ją lekceważy, myśląc, że nas to nie dotyczy, powinien przeczytać tę książkę” – czytamy na odwrocie okładki. I faktycznie, „Dżihad i samozagłada zachodu” w prowokacyjny sposób porusza wiele istotnych kwestii, jednak Lisicki oszczędza swoim czytelnikom naukowych wywodów. W zamian za to serwuje im lekki w odbiorze, ale przepełniony silnymi emocjami esej o jednym z najpoważniejszych problemów XXI wieku.