Zachwycona Marzycielem musiałam sięgnąć po drugą część przygód Lazla. Czy Muza koszmarów okazała się udaną kontynuacją godną pierwszego tomu? O tym w recenzji książki poniżej.
Muza koszmarów. Zanim recenzja – zarys fabuły. Bez spoilerów
Czytelnik Muzy koszmarów wróci do historii Szlochu, miasta o zapomnianej nazwie, dokładnie w chwilę po zakończeniu Marzyciela. Zanim jednak przeczytamy o tym, co spotkało dalej znanych z Marzyciela bohaterów, Laini Taylor wprowadza nowe postaci. Równolegle do historii Lazla będziemy poznawać opowieść o Korze i Novie. Tym razem autorka opisała je nieco dokładniej niż bohaterów Marzyciela. Jak można się domyśleć, w dalszej części książki autorka połączy losy sióstr z losami mieszkańców Szlochu.
Wróćmy do Lazla i jego znajomych. Zwrot akcji, który nastąpił na końcu części pierwszej zaskoczył niedoszłych obrońców Szlochu oraz niebieskich mieszkańców cytadeli. Gdy już pogodzą się z losem, przyjdzie im podjąć decyzję, co robić dalej. Spotkanie niebieskoskórych z mieszkańcami niegdyś ciemiężonego przez ich rodziców miasta będzie pełne emocji. Nie zapominajmy też o postaci, która jest mała ciałem, ale zdecydowanie duża duchem. Co wymyśli wściekła dziewczynka? Ile krwi i którego koloru przeleje się zanim – o ile – dojdzie do rozejmu? Dalej nie śmiem pisać, by nie zepsuć przyjemności czytania. 🙂
Czy i tym razem Laini Taylor zachwyciła mnie swym piórem?
Muza koszmarów. Recenzja książki
Zdecydowanie zachwyciła. 🙂 Mam kilka zastrzeżeń, ale podobnie, jak w przypadku Marzyciela, są one niewielkie. I tym razem autorka Córki dymu i kości zauroczyła mnie opowiadaną historią. Przy Marzycielu radośnie odkrywałam potencjał Laini, w Muzie koszmarów autorka kontynuowała zaserwowaną mi falę pozytywnych wzruszeń. Ponownie nic nie mogę zarzucić stylowi autorki. Wręcz przeciwnie – jest bardzo dobrze. Mamy związek przyczynowo-skutkowy, wyśmienitą kreację świata, bohaterowie są zróżnicowani i w miarę rozwoju historii zmieniają się.
To nie jest książka akcji. Nie jest to zarzut, ale ostrzeżenie dla tych, których interesuje wyłącznie akcyjniak w wymyślonych realiach. Muza koszmarów to połączenie stopniowego odkrywania złożonego świata fantasy ze śledzeniem losów dających się polubić, a nawet pokochać, bohaterów. Rozmarzony Strange The Dreamer, tajemniczy niebieskoskórzy i zagadka zapomnianej nazwy opisane słowami Laini Taylor warte są poznania.
Muza koszmarów wciągnęła mnie nieco mniej niż Marzyciel. Dlatego, że Marzyciel był bliski ideałowi i ekscytował wyjątkowością. Przy czym o ile Marzyciel wydał mi się książką skierowaną do obu płci, o tyle Muzę koszmarów z racji skupienia na relacji, widzę bardziej jako książkę dla dziewczyn (kobiet :)). Co nie zmienia tego, że uważny mężczyzna też może odczuwać przyjemność z czytania tej powieści.
Chwilę po odczuciach o wnętrzu akapit o okładce. Tym razem mamy do czynienia ze srebrnymi elementami ozdobnymi. Wyglądają fajnie. Osobiście wolałabym żeby tak, jak na pierwszej części było złoto. Dodatkowo marzy mi się, żeby okładki Marzyciela i Muzy koszmarów miały na grzbiecie element je łączący. Obie książki stanowią nierozerwalną całość i taki element świetnie by to pokazał. Może przy kolejnym wydaniu SQN zasugeruje się tą opinią? 🙂
Podsumowanie recenzji
Książkę oceniam wysoko. W skali GoodReads.com dałam jej pełną notę. W dziesięciostopniowej ogólnej skali oceniania na CoPrzeczytac.pl przyznaję 8.5 na 10 punktów. Jest o pół oczka gorzej niż w Marzycielu. Ucinam pół punktu za to, że mało było Lazla, kolejne pół za to, że gdy był, to w większości w kontekście relacji uczuciowej, a ostatnie pół za brak „tego czegoś”.
Polecam książkę tym, którzy pokochali Marzyciela. Lubisz fantastykę, a nie znasz jeszcze Marzyciela? Przeczytaj moją recenzję pierwszego tomu i kup Muzę. 🙂
Moja ocena
-
9.5/10
-
9.5/10
-
9.5/10
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Książkę oceniam wysoko. W skali GoodReads.com dałam jej pełną notę. W dziesięciostopniowej skali oceniania na CoPrzeczytac.pl przyznaję 8.5 na 10 punktów. Jest o pół oczka gorzej niż w Marzycielu. Ucinam pół punktu za to, że mało było Lazla, kolejne pół za to, że gdy był, to w większości w kontekście relacji uczuciowej, a ostatnie pół za brak „tego czegoś”.