Gra o Tron – wnioski po finale serialu
Osiem lat czekaliśmy, żeby poznać odpowiedź na pytanie: kto zasiądzie na Żelaznym Tronie? To kawał życia. Osiem lat temu byłam (o matko!) o całe 8 lat młodsza. 😉 Przez te lata z zapartym tchem śledziłam serial i zagmatwane losy bohaterów. Z niecierpliwością czekałam na każdy nowy sezon, a później na każdy kolejny odcinek. Przeczytałam wszystkie książki z cyklu Pieśń Lodu i Ognia (wszystkie, czyli te, które się do tej pory ukazały). Mało tego, przed premierą kolejnych sezonów, po raz wtóry oglądałam poprzednie…
Kto zasiądzie na Żelaznym Tronie? To źle postawione pytanie
Wiem, że takich fanów ja jest wielu. Przez ostatnie prawie dwa lata odliczaliśmy czas do premiery finałowego sezonu. A ten już za nami. W poniedziałek poznaliśmy w końcu odpowiedź. I okazuje się, że samo pytanie było źle postawione. Powinniśmy byli pytać nie „kto zasiądzie na Żelaznym Tronie”, ale „kto będzie rządzić”, bo okazuje się, że to wbrew przewidywaniom wszystkich nie jest tożsame.
Finałowy sezon serialu zbiera różne opinie, ale fani raczej są zgodni co do tego, że to była najsłabsza część serii. Wystarczy spojrzeć na oceny na Filmwebie, gdzie w tym momencie finałowy sezon ocenia się na 5,3 (poprzedni ma 8,1) Co więcej, niektórzy uważają, że ostatnie odcinki były na tyle słabe, że podpisują petycję do twórców produkcji, w której proszą o to, żeby cały sezon nakręcić od początku. Do tej pory podpisało się pod nią już ponad 800 tysięcy fanów z całego świata.
Gra o Tron – wnioski po finale serialu
Ja też uważam, że to był najsłabszy sezon. Dlaczego? Całą historię można by zamknąć w dwóch, maksymalnie trzech odcinkach: bitwa z Nocnym Królem, bitwa w Królewskiej Przystani. Poza tym nic się nie działo. Mam wrażenie, że reszta to była dłużyzna, która nic nie wnosiła fabularnie. Ale cel – sześć odcinków – został zrealizowany. Przez większość odcinków sezony zwyczajnie się nudziłam.
Sam serial przyzwyczaił nas do tego, że jego fabuła jest przewrotna. Jednak takiego zakończenia się nie spodziewałam. Mniej więcej do siódmego sezonu większość fanów obstawiała, że to Daenerys zjednoczy Siedem Królestw, podobnie jak przed wiekami jej przodek Aegon Zdobywca, pierwszy władca Westeros. Od początku tę postać kreowano na silną, mądrą, okrutną ale jednocześnie sprawiedliwą.
I tu mała dygresja. Fani pokochali tę bohaterkę go tego stopnia, że w Stanach nadawano dziewczynkom jej imię lub tytuł Khaleesi. Podobno jest ponad 600 takich dzieci… Wniosek z tego taki, że z nadawaniem dziecku imienia bohatera serialu, trzeba raczej poczekać do jego zakończenia.
Wracając do tematu. Najbardziej przeszkadzała mi niekonsekwencja w wątku postaci Deanerys. Z jednej strony „Wyzwolicielka z okowów” z drugiej kobieta, która nie zawahała się nawet przez chwilę, gdy paliła Królewską Przystań pełną niewinnych ludzi. Przecież te okrucieństwo przeraziło nawet tych bohaterów, którzy ją kochali.
Jednak z drugiej strony, czy na pewno nie było w tym konsekwencji? W końcu całkiem konsekwentne jest to, że w poprzednich sezonach ginął każdy, kto wysuwał się na prowadzenie w wyścigu o władzę. Będę wymieniać: Ned i Rob Stark, Tyrellowie, Joffrey, Tommen… Jeżeli spojrzymy na śmierć Deanerys z tej perspektywy – to konsekwencja została zachowana. 😉
Nowy początek?
Spalenie Żelaznego Tronu przez Drogona, ostatniego smoka królowej, oszalałego z rozpaczy po jej śmierci. Jest symboliczne. To taki symbol nieustannej walki o władzę. Przecież w uniwersum stworzonym przez Martina ta walka trwała przez wieki. Już nawet Targaryenowie walczyli między sobą o to, kto zasiądzie na tronie. Poczytacie o tym w Ogniu i krwi. Dlatego spalenie tronu to symboliczny koniec pewniej epoki w obrębie serialowego świata. Tak jak ostateczny wybór Brandona Starka na króla Siedmiu Królestw (a raczej Sześciu, po uznaniu niezależności Północy) jest tożsamy z nastaniem czasów, w których władcę Westoros ma się wybierać.
Najlepszy i najgorszy epizod finałowego sezonu
Wiem, że wielu się ze mną nie zgodzi, ale za najlepszy epizod sezonu uważam The Long Night. To wielka bitwa z armią Nocnego Króla w Winterfell. Napięcie podczas oglądania tego odcinka było tak duże, że nawet na chwilę się nie rozluźniłam. Wielu fanów zarzucało mu wiele mankamentów zwłaszcza to, że przez cały odcinek było zbyt ciemno, w związku z tym prawie nic nie było widać. Ja jednak nie mogę zapomnieć emocji, które towarzyszyły mi podczas seansu.
Najgorszy? Na pewno bitwa w Królewskiej Przystani. Mimo tego, że bardzo widowiskowa, to właśnie ten odcinek najbardziej zawiódł mnie fabularnie. Nie owijając w bawełnę – wkurzyłam się. Byłam zła tak bardzo, że nie miałam już ochoty oglądać finału. Żadnemu z poprzednich epizodów nie udało się mnie zniechęcić do produkcji, a temu tak.
Podsumowując, czy warto oglądać Grę o Tron? Warto. Mimo tego, że zawiodłam się na ostatnim sezonie, to reszta była świetna. Co więcej, jestem pewna, że obejrzę tę produkcję od początku po raz kolejny.
A teraz – skoro R.R. Martin raczej szybko nie skończy swojej książkowej serii – pozostaje mi czekanie na ekranizację Wiedźmina. Z tym serialem wiążę wielkie nadzieje. 😉
Jestem ciekawa, co Wy myślicie o finałowym sezonie Gry o Tron. Czy podobało Wam się zakończenie? Jeżeli zawiedliście się na tej produkcji, to co zawiodło Was najbardziej?