Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi to historia Eddiego Jaku, ocalałego więźnia z Auschwitz. Pan liczy sobie 101 wiosen, a książkę napisał rok temu. Jak to możliwe, że nazywa siebie najszczęśliwszym człowiekiem? Jestem świeżo po lekturze jego wspomnień, a teraz podzielę się z Wami swoimi wrażeniami.
Kim jest Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi?
Autor książki urodził się jako Abraham Jakubowicz w Niemczech. Uważał się więc za Niemca, mimo swych żydowskich korzeni. Ani on, ani jego bliscy nie byli wybitnie religijni. Wizyty w synagodze i koszerne kolacje były elementami raczej tradycji niż wiary.
Kiedy z czasem gospodarka Niemiec była w tragicznym stanie, ludzie otarli się o widmo głodu. Hitler i jego obietnice rozwiązania tych problemów zyskał wielu sprzymierzeńców. Gdy Eddie nie mógł chodzić do szkoły, ojciec zdobył dla niego niemieckie dokumenty i bardzo wielką wagę przywiązywał do nauki naszego bohatera. W późniejszych latach to właśnie wykształcenie i umiejętności pomogły mu przeżyć.
Jako młody chłopak Eddie był świadkiem tego, jak w jednej chwili ci, których uważał za przyjaciół, stawali się wrogami. Było mu niezmiernie przykro, gdy jego rodzina nie mogła być przy nim w momencie, gdy zdobywał tytuł inżyniera. Nawet on sam nie mógł być sobą, tylko Walterem Schleifem, zaginionym chłopcem, którego tożsamość przyjął.
Historia Eddiego Jaku
Niczym przysłowiowy Żyd-tułacz i nasz bohater wędrował po Europie. Obóz w Buchenwaldzie, Francja, Belgia, Holandia… W każdym zakątku znajdował ludzi dobrej woli, którzy dzielili się z nim ostatnią kromką chleba. W owym obozie runęło jego podejście do świata. Sam wspomina to tak:
Przyjacielu, jak mogę Ci wytłumaczyć, jakże surrealistyczne i okropne było to wszystko dla mnie? Nie mogłem zrozumieć, co się stało. Nadal tego nie rozumiem. (…) Byliśmy narodem, który ponad wszystko cenił literę prawa, narodem, który nie śmiecił po ulicach (…). Dostawało się mandat w wysokości dwustu marek za wyrzucenie niedopałka papierosa przez okno samochodu. A teraz akceptowano, by ktoś nas bił, a wręcz do tego zachęcano.
Mrożących krew w żyłach wspomnień zarówno z Buchenwaldu, jak i Auschwitz również w tej książce nie zabrakło. Szczerze Wam przyznam, że niejednokrotnie zapłakałam podczas lektury.
Recenzja książki Najszczęśliwszy człowiek na Ziemi
Niesamowite jest to, jakim Eddie jest człowiekiem. Pełnym ciepła, serdeczności. Obecnie mieszka w Australii, gdzie opowiada o swoim życiu. Tak, jak zrobił to w książce. Każdy rozdział zawiera w sobie oczywistą wydawać by się mogło naukę, dzięki której nie zatracił człowieczeństwa. Oczywistą, a tak często trudną do wcielenia w życie.
Język Autora jest nad wyraz cudowny. Z pewnością jest to również zasługą tłumaczy. Jednak już sam fakt, że zwraca się do czytelnika bezpośrednio, nazywając go przyjacielem… To sprawia, że jego spokój ducha się udziela. Faktem jest, że mimo niewielkich rozmiarów, książka zostaje w nas na długo. Jedyne, do czego mogę mieć zarzut, to liczne literówki.
Przy okazji recenzji książki Dzieci getta wspominałam o tym, że warto po takie książki sięgać, by pamięć o świadkach tych okrucieństw przetrwała. Podtrzymuję swoje słowa.
Nie mogę nie przytoczyć również dedykacji napisanej w tej książce. Brzmi ona krótko, a jakże treściwie – Dla przyszłych pokoleń. Również podziękowania są pełne wzruszeń i pięknych słów.
Nigdy nie jest za późno, by być dobrym, miłym, uprzejmym i pełnym miłości człowiekiem.
Tylko tyle, a jednocześnie tak wiele.
Książkę Najszczęśliwszy człowiek na ziemi znajdziecie tutaj.
Moja ocena
-
10/10
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Autor książki urodził się jako Abraham Jakubowicz w Niemczech. Liczy sobie 101 wiosen, a książkę napisał rok temu. Jak to możliwe, że nazywa siebie najszczęśliwszym człowiekiem? Niesamowite jest to, jakim Eddie jest człowiekiem. Pełnym ciepła, serdeczności. Obecnie mieszka w Australii, gdzie opowiada o swoim życiu. Tak, jak zrobił to w książce.