Afgańska perła – fragment książki
W związku z dużym zainteresowaniem, jakim cieszy się ta książka zarówno ze strony recenzujących bloggerów, jak i Klientów, za pozwoleniem Wydawnictwa Kobiecego, zamieszczamy dłuższy fragment książki Afgańska perła. Udanej lektury!W ciągu dnia bacznie obserwowałam teren naszego gospodarstwa w nadziei, że za którymś ogrodzeniem mignie mi Parwin. Marzyłam w duchu, że moja siostra któregoś dnia zrobi mi niespodziankę i złoży wizytę bez specjalnego zaproszenia, sprawi radość nowym rysunkiem, uśmiechem. Dręczyła mnie niewiedza o tym, jak mija jej czas. Miałam tylko nadzieję, że nie musiała robić wszystkiego tego, co ja. Parwin poruszała się powoli i nieporadnie. Ludziom się to nie podobało. Jeśli w swoim otoczeniu miała osoby podobne do członków mojej nowej rodziny, pewnie ciągle wymierzano jej kary. Ja za każde źle wykonane zadanie mogłam liczyć na przynajmniej kilka porządnych cięgów. Nie mogłam znieść świadomości, że moja siostra znajduje się tuż za murem – tak blisko, a jednak nie miałam do niej dostępu.
Pragnęłam ją zobaczyć. Pragnęłam zobaczyć twarz, która mnie znała i darzyła miłością. Nie wytrzymałam długo i postanowiłam
przełamać się i przy najbliższej okazji zapytać bibi Gulalai o pozwolenie. Ujrzałam ją kulejącą przez podwórze.
– Chala dżan! Chala dżan! – krzyczałam, goniąc za nią. Teściowa odwróciła się dostatecznie zniesmaczona.
– Co ty wyprawiasz? Dlaczego biegasz i wrzeszczysz w ten sposób? Dobry Boże! Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie o przyzwoitym zachowaniu? Niczego się do tej pory nie nauczyłaś?
Zamurowało mnie i otworzyłam usta, szukając odpowiednich słów na przeprosiny, które dodatkowo by jej nie rozzłościły.
– Wybacz mi, chala dżan, ale chciałam zdążyć z tobą porozmawiać, zanim wyjdziesz. Dzień dobry. Jak się czujesz? – zapytałam. Tak naprawdę niewiele mnie to interesowało, ale chciałam udowodnić, że mogę się poszczycić jakimiś dobrymi manierami.
– Leciałaś za mną jak wściekły pies tylko po to, żeby mnie zapytać o samopoczucie?
Nie miałam z nią szans na wygraną.
– Chala dżan, chciałabym cię o coś poprosić. Strasznie tęsknię za moimi siostrami. Minęło już kilka tygodni, odkąd ostatni raz widziałam kogokolwiek z mojej rodziny. Czy byłoby możliwe, żebym zobaczyła się przynajmniej z Parwin? Mieszka przecież po sąsiedzku i…
– Nie wzięliśmy cię tu po to, żebyś zabawiała się z siostrą i przy okazji także ją odciągała od obowiązków. Wystarczająco źle sobie radzisz z tym, o co cię prosimy! Teraz tu jest twoja rodzina. Przestań myśleć o niebieskich migdałach i skup się na swoich obowiązkach. Wracaj i dokończ pracę. Z twojej siostry jest niewielki pożytek, w końcu to kuternoga. Lepiej nie pogarszaj sprawy. Zapomnij o niej.
– Ależ błagam, chala dżan. Chciałabym ją zobaczyć chociaż przez moment. Obiecuję, że wszystko zrobię. Już umyłam podłogi i wytrzepałam dywany. Mogę tam nawet iść i pomóc jej w obowiązkach… Uderzenie w policzek. Zachwiałam się, zrobiłam krok do tyłu i poczułam, jak moje oczy napełniają się łzami. Wciąż nie mogłam wyjść z podziwu, ile siły drzemało jeszcze w jej chropowatych dłoniach.
– Lepiej, żebyś nauczyła się mnie uważniej słuchać. Mówię coś raz i nie zmieniam zdania. Nie mam zamiaru się powtarzać.
Odwróciła się ode mnie i wyszła przez dziedziniec, kręcąc głową. Nie powinnam być zaskoczona, ale byłam. Moja siostra mieszkała za płotem, ale równie dobrze mogłaby się znaleźć na drugim końcu kraju. Przez bibi Gulalai zaczęłam rozmyślać o Parwin jeszcze więcej. Jak sobie radziła z chorym biodrem? Modliłam się, żeby pozostałe żony okazały jej trochę współczucia i życzliwości. Przynajmniej jedna dobra dusza. W całym gospodarstwie Abdula Chaliqa była właśnie jedna osoba, która była wobec mnie szczerze przyjacielsko nastawiona – jego druga żona Dżamila. Badrija i Szahnaz sprawiały tylko takie pozory, wystarczyło spędzić z nimi pół dnia, żeby poznać ich prawdziwe oblicza i intencje. Badrija – posiadaczka największego mieszkania – na wszystkich patrzyła z góry, ale mnie traktowała jak robaka.
– Badrija była dla mnie taka sama – Szahnaz wyznała mi pewnego dnia. – To niełatwe być najstarszą żoną.
– Dlaczego? Przecież ma wszystko! Najlepszego kucharza, najlepsze opiekunki i najlepsze salony!
– Nie chodzi o żadną z tych rzeczy. Abdul Chaliq nie ma na nią ochoty. Nie woła jej do sypialni, bo jest zajęty tobą. Podobnie było, kiedy ja zjawiłam się jako nowa żona. Nienawidziła tego. I nienawidziła mnie za to.
– Ale… ale ja wcale nie chcę, żeby mnie wołał. Cieszyłabym się raczej, gdyby mnie ignorował. Co takiego zrobiła, że już się nią nie interesuje? Szahnaz zaśmiała się w głos, a jej oczy błysnęły z rozbawienia.
– Po prostu się postarzała. Zauważyłaś chyba, że Abdul Chaliq nie lubi jeść obiadu z poprzedniego dnia? Mężczyźni wolą coś świeżego, jak pieczywo prosto z pieca. – Przekrzywiła zawadiacko głowę i uśmiechnęła się figlarnie.
Tamtej nocy prosiłam Allaha, żeby uczynił mnie starą. Przynajmniej taką jak Badrija, która wyglądała starzej od mojej mamy. Szahnaz była wobec mnie równie przykra co pierwsza żona Chaliqa. Ona również nie znosiła, kiedy mąż wzywał ją na noc, ale jednocześnie była zazdrosna, widząc mnie idącą w stronę jego pokoju. Potem rzucała naczyniami, fukała, gdy o cokolwiek ją zapytałam, i trzaskała drzwiami. Następnego dnia piętrzyło się dla mnie więcej zadań niż zazwyczaj, mimo że musiałam też posprzątać dom Badrii.
Tylko Dżamila zachowywała się inaczej. Jako druga żona otrzymała drugie najlepsze mieszkanie w gospodarstwie, na dole, piętro niżej od Badrii. Rodzina podarowała ją Abdulowi Chaliqowi w dowód wdzięczności.
Nikt nie miał pewności, za co właściwie byli wdzięczni – o tym mówiło się półsłówkami – jednak kobieta wydawała się zadowolona z takiego obrotu sprawy. Urodziła mężowi trzech synów i dwie córki, z czego był dostatecznie zadowolony. W wieku trzydziestu lat Dżamila była dużo ładniejsza od Badrii, a nawet od młodszej od siebie przynajmniej o dziesięć lat Szahnaz. Jej oczy iskrzyły się radośnie, a twarz promieniała, kiedy z kimś rozmawiała. Była bardzo pogodna. Rady mojej matki odnośnie do pozostałych małżonek okazały się bezcenne, jednak gdy po raz pierwszy spotkałam Dżamilę, nie miałam wątpliwości – mogłam jej bezgranicznie zaufać.
Któregoś razu wpadłam na nią, kiedy wychodziła od Badrii.
– Ty pewnie jesteś Rahima! Mhm, jesteś nawet młodsza, niż przewidywała Badrija.
– Nie jestem aż taka młoda! – wypaliłam. Byłam już zmęczona i spocona po całym dniu pracy i nie życzyłam sobie żadnych komentarzy na mój temat.
– Kim jesteś tak w ogóle?
– Oho, ktoś tu chce dobrze zacząć znajomość – odparła z uprzejmym uśmiechem. Jej reakcja mnie zawstydziła. – Mam na imię Dżamila. Mieszkam w tej części domu razem z dziećmi. Mój syn Kaihan jest mniej więcej w twoim wieku. Tak samo Laila, jedna z córek. Miałaś okazję ich już spotkać?
Pokręciłam głową. Do tej pory nie widziałam tam jeszcze żadnego rówieśnika. Zastanawiałam się, czy Laila była tak miła, jak jej mama.
– Laila! – zawołała. – Laila dżan, co porabiasz?
– Zarlaszt się pobrudziła, madar dżan! Zmieniam jej ubrania!
– Chodź tu na momencik, dżanem. I weź ze sobą Zarlaszt. Jest tutaj ktoś, kogo powinnaś poznać.
Słyszałam jej kroki. Laila rzeczywiście była mniej więcej w moim wieku, może kilka lat młodsza, ale dziecko na jej rękach zniwelowało różnicę. Była łudząco podobna do matki – włosy i oczy ciemne jak noc, podkreślone dodatkowo przez zieleń sukni i chusty. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
Zarlaszt miała pewnie z roczek. Ich widok sprawił, że od razu przypomniałam sobie o Szahli i małej Sitarze. Jako bobas moja najmłodsza siostra spędzała równie dużo czasu w ramionach Szahli, co w objęciach naszej mamy.
– To jest Rahima dżan – przedstawiła mnie Dżamila, biorąc na ręce Zarlaszt. – Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy ostatnio o ślubie? To nowa żona twojego ojca.
– Naprawdę? – Laila uniosła brwi ze zdziwienia.
Stałam jak wryta. Nie mogłam zdobyć się na potwierdzenie tytułu, który stanowił dla mnie zbyt duży ciężar.
– Tak, tak – zapewniała Dżamila. – Dlatego będziesz ją tu widywać dosyć często.
– A dlaczego masz takie krótkie włosy? Zupełnie jak chłopak! Zaczerwieniłam się i odwróciłam głowę. Wstydziłam się spojrzeć w jej stronę. Może to nie był najlepszy pomysł, żeby każdemu mówić o mojej przeszłości w roli bacza posz.
– Bo… takie nosiłam, kiedy chodziłam do szkoły – wymamrotałam w nadziei, że takie wyjaśnienie wystarczy, ale chciałam też zaintrygować Lailę.
– Do szkoły? – zawołała. – O tak chodziłaś na lekcje? Mamo, ona wygląda prawie jak Kaihan, prawda?
– Byłaś pewnie bacza posz, zgadza się? – zapytała Dżamila. – Tak przynajmniej słyszałam. Bibi Gulalai wspomniała o tym przed nekah. Moje dzieci nigdy nie widziały bacza posz, ale pamiętam, że kuzynka moich sąsiadów została zamieniona w chłopca. I była nim do dziesiątego roku życia. Potem z powrotem stała się dziewczynką.
– Co to jest bacza posz?
– Laila dżan, wyjaśnię ci później. Chciałam, żebyś teraz poznała się z Rahimą. A to jest Zarlaszt, moja najmłodsza pociecha. Gdy starałam się nie gapić na Lailę, która zbyt przypominała mi siostry,
usłyszałam więcej odgłosów kroków.
– Kaihan! Haszmat! Przestańcie biegać po domu! Tupiecie tak głośno, że trzęsą się ściany! – Dżamila odwróciła się do mnie i wyjaśniła:
– Haszmat ma niemal tyle samo lat, co Kaihan. To syn Badrii. Rzuciłam okiem na Haszmata i nagle poczułam dziwny skurcz w żołądku. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– A kim ty niby jesteś? – zapytał otwarcie. Seplenił. Dotarło do mnie, że gdzieś wcześniej już go widziałam. I słyszałam. Graliśmy w piłkę kilka ulic od szkoły. Oniemiałam. Zastanawiałam się, czy też mnie pamięta.
– To jest Rahima, żona twojego ojca – powtórzyła Dżamila. Opuściłam głowę, chcąc uniknąć jego wzroku.
Dżamilę zaskoczyła moja nieśmiałość – spodziewała się czegoś innego po tym, w jaki sposób odpyskowałam jej kilka minut wcześniej.
– Aaa, no. Słyszałem o tobie. Jesteś… hej, czekaj. Nie jesteś przypadkiem kolegą Abdullaha?
Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Wierciłam się i wlepiłam proszący wzrok w Dżamilę. Wiedziałam, że to brzmiało podejrzanie. Żadna dziewczyna w moim wieku nie powinna zostać określona mianem „kolegi Abdullaha”. Dżamila spojrzała na córkę, która wyglądała na jeszcze bardziej zakłopotaną niż wcześniej.
– Nieważne, Haszmat – ucięła intuicyjnie. – To żona twojego ojca i masz to uszanować. Nikt nie chce już od ciebie słyszeć żadnych domysłów.
Wciąż patrzyłam w podłogę. Miałam już pewność, dlaczego wydał mi się znajomy. Pamiętam, jak biegł z otwartą buzią do piłki, odpychając wszystkich, których spotkał na swojej drodze, i szczypiąc ich brudnymi paznokciami. Miał kolegów tylko dlatego, że inni chłopcy, pouczeni i ostrzeżeni przez rodziców, bali się odmówić przyjaźni z synem Abdula Chaliqa. Moja paczka postanowiła omijać jego grupę szerokim łukiem. Nie widziałam go już chyba z rok.
– Jesteś dziewczyną?! – zawołał. – Co z ciebie za dziewczyna? Bo to ty, prawda? Dlatego nie odpowiadasz!
– Haszmat! Czy chcesz, żebym powiedziała twojej mamie…
– Ale popatrz tylko! Masz krótkie włosy i w ogóle. I teraz niby jesteś żoną? Biegałaś po ulicach z bandą Abdullaha. Nic dziwnego, że z tobą w drużynie nie potrafili strzelić żadnego gola! – mówiąc to, aż zapluł się
z wrażenia. Zakryłam twarz szalem, żeby schować się przed bryzgająca śliną.
– Haszmat! Dosyć tego!
– Może Abdullah też jest dziewczyną! A może nawet cała twoja paczka!
– Śmiał się.
Dopiero po fakcie przyszło mi do głowy mnóstwo błyskotliwych ripost. Miałam nadzieję, że uda mi się wykorzystać którąś z nich przy najbliższym spotkaniu z Haszmatem. Wtedy jednak nie pisnęłam słowa i zwyczajnie uciekłam. Biegłam, wciąż ściskając w ręku myjki do szorowania podłóg. Biegłam co sił, ledwo cokolwiek widziałam załzawionymi oczami. Chciałam za wszelką cenę odciąć się od tego chłopaka, który mnie znał jako kogoś, kim dalej chciałabym być – kogoś cieszącego się wolnością tak jak on. Nie mogłam zdzierżyć świadomości, że tam mieszkał. Wiedziałam, że zawsze będzie wywlekał fakty z przeszłości. Że za każdym razem będzie na mnie patrzył i śmiał się z dziewczyny, która była chłopakiem.
***
Czy Was również zachęca do sięgnięcia po książkę? 🙂 Jeśli tak, można ją zakupić w TaniaKsiazka.pl! W księgarni można również znaleźć inny fragment pdf książki Afgańska perła.