Jest chyba trzech superbohaterów komiksowych rozpoznawalnych na całym świecie. To Superman, Batman i Spiderman. No dobra, po sukcesie filmów dołączył do nich chyba jeszcze Iron-man, ale to ta trójka przez wiele lat grała w komiksowej pierwszej lidze.
O ile obaj panowie na S są bardzo mocno kojarzeni z młodszym odbiorcą (trampki z Supermenem czy pudełko śniadaniowe ze Spiderem to dość popularne produkty), to już ten trzeci, Batman, jest nieco inny. Albumy z nim w roli głównej są mroczniejsze, brutalniejsze. Takie, na których znaleźć możemy dopisek TYLKO DLA DOROSŁYCH nie należą do rzadkości. Oczywiście nie zmienia to faktu, że choć Batman teoretycznie jest człowiekiem, to prawie we wszystkich historiach dysponuje możliwościami niedostępnymi dla zwykłych śmiertelników.
Batman. Ziemia jeden – nowe oblicze Batmana
Geoff Johns i Gary Frank tworząc serię Batman. Ziemia jeden zdecydowali się sporo zmienić w tej sprawie. Choć ich opowieść nie idzie tak daleko, jak niektóre albumy Elseworld, Imprintu DC Comics, w których na przykład Superman ląduje w ZSRR, to jednak delikatne, na pozór wręcz kosmetyczne zmiany, leżące u podstaw ich uniwersum Batmana okazują się mieć ogromne skutki.
W tej historii Batman dopiero zaczyna swoja walkę i nie jest w pełni ukształtowany. Częściej obrywa, częściej się myli, nie zna jeszcze dobrze technik śledczych, a jego sprzęt czasem szwankuje. Do tego kiepsko prowadzi samochód, a jego nauczycielem walki nie jest cała plejada mistrzów, a były żołnierz, Alfred Pennyworth, w innych historiach pełniący prawie wyłącznie rolę bliskiego Bruce’owi kamerdynera zszywającego poobijanego superbohatera. Jest jeszcze bardziej ludzki, niż w ikonicznym wręcz albumie Franka Millera Batman: Rok pierwszy, który zdecydowanie warto przeczytać dla porównania.
Te zmiany, o których wspominam to tylko niewielki fragment tego, co przygotowali autorzy dla swoich czytelników. Dzięki temu osiągnęli coś naprawdę zaskakującego. Ich seria spodobać się powinna zarówno nowym czytelnikom, chcącym zacząć przygodę z superbohaterami jak i starym wyjadaczom.
Jedna historia w różnych odsłonach
Ci pierwsi nie zostaną rzuceni od razu w wir innych historii, w których Batman to prawdziwy, prawie niezniszczalny twardziel. Tutaj to wciąż człowiek, który uczy się swojego fachu, jest zdeterminowany, pełen negatywnych emocji, ale nadal jeszcze zwyczajny jak na standardy komiksów o superbohaterach. Ma wątpliwości, często mu nie idzie, ale trwa w swoich postanowieniach dotyczących uczynienia z Gotham lepszego miejsca do życia.
Jeśli chodzi natomiast o tych, którzy znają się z Batkiem już lepiej, to w Ziemi jeden znajdą takie nagromadzenie odniesień do klasycznej wersji, opisanej między innymi przez Millera, że odnalezienie ich wszystkich może być samo w sobie wielką przygodą czytelniczą. Ba! Nawet pojedyncze kadry świetnych rysunków Gary’ego Franka powodują, że przyjemność z lektury zaskakująco rośnie, wystarczy wspomnieć o cieniu rzucanym na twarz Harveya Denta. Ten, kto widział Two-Face świetnie wie o co chodzi.
Z tymi dwoma albumami jest właściwie tylko jeden problem. Choć stanowią one zamkniętą historię, to po przewróceniu ostatniej strony człowiek ma wciąż ochotę na więcej. A trzeciego niestety nie ma, miejmy nadzieję, że kiedyś się pojawi. W międzyczasie możemy przeczytać którąś z serii z Nowego DC Comics, z Batmanem szczególnie polecam tę podstawową.