Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia to książka, której autorem jest Marco Kubiś. O tym, że jest słynnym youtuberem, dowiedziałam się dopiero z opisu książki. Zaciekawiona postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie liczby podane na okładce są prawdziwe. Cóż, są. Niemniej mnie filmiki tego autora nie przekonują w ogóle. Jednak to nie one będą dziś poddawane ocenie. Dodam jeszcze, że wybierając na recenzję książkę pt. Koszmarne istoty, kierowała się szczerą ciekawością. Tytuł mnie zaintrygował, gdzieś z tyłu głowy świtały mi pewne koncepcje tematu i mnóstwo kreatywnych możliwości ich rozwinięcia. Jak lektura wyglądała w praktyce?
Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia – pierwsze wrażenie
Książka jest krótka, bo liczy (włączając w to wstęp i podziękowania) 271 stron. Biorąc pod uwagę tytuł, byłam naprawdę zaciekawiona jej treścią. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy zaczęłam czytać. Po pierwsze w ogóle nie rozumiem idei wydawania książek przez osoby, które to samo powiedziały już na swoim kanale, prowadzonym na youtube. No nic, być może są osoby, które wolą wersję papierową. Swoją drogą wcale by mnie to nie dziwiło, bo maniera opowiadania historii przez Marco mnie osobiście bardzo irytowała.
Wracając do książki. Po pierwsze dział „Kim jestem”– czyste lanie wody. Zapełnianie pustych stron bezużyteczną treścią, która ma po prostu zapewnić odpowiednią objętość publikacji. Z opisu nie dowiedziałam się niczego ciekawego o autorze. Ponadto, jeśli ktoś naprawdę nie lubi pisać o sobie, co zaznacza Kubiś, po co w ogóle to robić? Przecież nie jest to obowiązkowy element książki.
Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia – czy te istoty spotykamy naprawdę?
Przejdę do sedna, bo to pewnie interesuje Was najbardziej. Jak już wspomniałam, sam pomysł był naprawdę świetny i miał ogromny potencjał. Potencjał, którego moim zdaniem autor nie wykorzystał. Okej, mamy opisy koszmarnych istot, ale czy one naprawdę okazują się takie straszne? W wielu przypadkach odnosiłam wrażenie niemałego naciągania. Momentami miałam wrażenie, że autor usilnie próbuje wmówić mi stereotypowe poglądy czy fakty, w które powinnam wierzyć albo uznawać. Do połowy książki nie opuszczało mnie poczucie pewnego absurdu. Owszem, zgodnie z poleceniem Marco zatrzymywałam się po każdym rozdziale i poddawałam go intensywnej analizie. Nic z tego. Zaczęłam wątpić – może to ze mną coś jest nie tak i nie widzę w tym jakiejś głębi, która jest tam ukryta? Czy tylko ja nie widzę tych postaci w życiu? Czy mam szczęście, czy pecha?
O wielu przypadkach słyszałam tak jak pewnie większość z Was. Jednak, jeśli poddawałam analizie własne życie, nie widziałam tych postaci. Tak jak wspomniałam, miałam wrażenie, że mam do czynienia z powielanymi stereotypami czy schematami. Coś w stylu „rzeczy, o których każdy słyszał i wie, ale nikt nie widział”. Gdzieś w obiegu funkcjonują takie stwierdzenia jak np. „krępująca cisza”. Ale czy naprawdę zapada ona podczas rozmowy z kimś, z kim chcemy rozmawiać, kogo chcemy poznać i na kim nam zależy? Wydaje mi się, że są to skrajne przypadki, gdy faktycznie trafiamy na przypadkowego rozmówcę… Wtedy jednak nie ma co się dziwić, że brakuje tematów do rozmów.
Przyczyny…
Szybko znalazłam przyczynę. Książka nie spełnia swojego zadania, a przynajmniej zadania, które jak przypuszczam, założył sobie autor. Mamy koszmarną istotę, mamy opis jej wyglądu i sposobu działania. Jednak w 90% przypadków brakuje wyjaśnienia, wskazówek czy porad, jak z takim osobnikiem sobie poradzić. Tym samym książka, która miała oswoić Czytelnika z tymi koszmarnymi postaciami dnia codziennego, nie jest żadnym poradnikiem, a zwykłym spisem. Dosłownie w kilku przypadkach autor pokusił się o sensowną radę, która rzeczywiście mogła pomóc i przemawiała do mnie. Tego od niej oczekiwałam – głębszej analizy psychologicznej, konkretnych rad czy wskazówek. Tego też zabrakło i szkoda.
Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia – kilka słów na koniec
Przychodzi mi tu do głowy twórczość Terry’ego Pratchetta. W którejś części z serii ze Śmiercią pojawia się motyw antropomorficznych personifikacji, przypadkiem stworzonych przez magów Niewidocznego Uniwersytetu. Okazuje się, że stworzone tam postaci, takie jak Pożeracz Skarpetek, czy Pożeracz, a raczej Złodziej, Ołówków miały więcej sensu niż te, z którymi rzekomo spotykamy się na co dzień według Kubisia. Ich istnienie po prostu wydawało mi się bardziej realne, mimo że miałam do czynienia z powieścią fantasy.
Podsumowując: pomysł genialny, dający ogromne pole do popisu. Jednak moim zdaniem zupełnie niewykorzystany i spłycony do maksimum. Ironia, zabawne podejście do tematu? Jak najbardziej. Jednak gdybym wydała na tę książkę pieniądze, i to nie małe, jak głosi cena okładkowa, to z pewnością byłabym bardzo rozczarowana treścią. Zwłaszcza po tak zachęcającym opisie okładkowym i intrygującym tytule. Filmiki? Jak najbardziej rozumiem, szanuję za pomysłowość i sposób na siebie. Jednak zaadaptowanie tego na książkę nie było, moim zdaniem, trafionym pomysłem.
Ocena Pauliny
-
4/10
-
5/10
-
2/10
-
4/10
-
5/10
Fragment recenzji
Przychodzi mi tu do głowy twórczość Terry’ego Pratchetta. W którejś części z serii ze Śmiercią pojawia się motyw antropomorficznych personifikacji, przypadkiem stworzonych przez magów Niewidocznego Uniwersytetu. Okazuje się, że stworzone tam postaci, takie jak Pożeracz Skarpetek, czy Pożeracz, a raczej Złodziej, Ołówków miały więcej sensu niż te, z którymi rzekomo spotykamy się na co dzień według Kubisia. Ich istnienie po prostu wydawało mi się bardziej realne, mimo iż miałam do czynienia z powieścią fantasy.