Recenzja Fake Dates and Mooncakes

Absolutnie urocza powieść, która wypełniła w moim sercu pustkę po Heartstopperze, jednocześnie dotykając sobą wszystko to, co kocham w książkach o miłości i jeszcze więcej. Przed Wami recenzja Fake Dates and Mooncakes!

Tytuł słodki jak pasta z fasoli

Jeśli jesteście fanami uroczych opowieści BL, najlepiej w azjatyckim wydaniu, a na myśl o dalekowschodniej kuchni cieknie Wam ślinka, nie znajdziecie lepszego tytułu na czerwcową lekturę! Ja w Fake Dates and Mooncakes zakochałam się od pierwszych stron. Właściwie książkę pochłonęłam szybciej, niż Theo pierwszą miseczkę xiao long bao zaserwowaną mu przez Dylana.

Dylan Wang, główny bohater powieści, swój czas wolny spędza głównie w kuchni Wojowników Woka. Jest to lokal należący do jego cioci, który jest również jego nowym domem. Od śmierci mamy, to właśnie ciocia opiekuje się siostrzeńcem wespół z dwójką swoich biologicznych dzieci.

Niestety mimo zaangażowania w rodzinny biznes i serwowania wyśmienitej kuchni, Wojownicy ledwo wiążą koniec z końcem. Dlatego, kiedy ogłoszony zostaje konkurs pieczenia księżycowych ciastek na Święto Środka Jesieni, Dylan postanawia zawalczyć o nagrodę. W końcu suty czek oraz możliwość wypromowania lokalu w telewizji, brzmi jak idealny plan na wyjście z kryzysu!

Problem w tym, że Dylan nie zdążył poznać rodzinnego przepisu od swojej mamy, a nikt z żyjących nie zna sekretu idealnych ciastek księżycowych mamy Wang. To jednak nie zniechęca chłopaka, do wystartowania w konkursie. Razem z ciocią chcą spróbować swoich sił i stworzyć przysmak, jakiego jury jeszcze nie jadło! Nawet, jeśli proces zapowiada się błądzeniem po omacku.

Jeśli zaintrygowała Cię recenzja Fake Dates and Mooncakes, książki szukaj na TaniaKsiazka.pl

S.O.S. – miłosne kłopoty

Niestety na horyzoncie pojawia się kolejny problem. Dylan zamiast skupić się w pełni na konkursie, który może pomóc stanąć restauracji cioci na nogi, wpada w kłopoty. I nie, nie mówię o bardzo niemiłym kliencie, który widząc znienawidzoną cebulkę w swoim zamówieniu gotów jest iść z Wojownikami Woka na wojnę. Mowa o jego przyjacielu, który pojawia się w drzwiach ubrany jedynie w bokserki Armaniego…

Jak go teraz wyrzucić z pamięci? Sprawy nie ułatwia fakt, że chłopak pojawia się niedługo po tym w restauracji cioci Dylana. A już na pewno nie to, że poza wyrzeźbionym brzuchem, jest absolutnym przeciwieństwem swojego krzykliwego przyjaciela od cebulki. To znaczy jest naprawdę miły, czarujący, wygadany… i zaprasza Dylana na randkę! No dobra, nie na taką prawdziwą randkę, ale na udawanie jego chłopaka podczas weekendowego wyjazdu.

Okazuje się bowiem, że Theo, bo tak na ma imię, łączą z ojcem niezbyt ciepłe relacje. W ramach zagrania mu na nosie, Theo postanawia zjawić się na sporej rodzinnej imprezie, gdzie jego ojciec (a przez to on sam) nie jest mile widziany. W to wszystko, jak śliwka w kompot, lub jak pierożek w bulion, wpada Dylan. Nie dość, że musi udawać, że nie krępuje go bogactwo i przepych wydarzenia, to jeszcze musi pełnić rolę udawanego chłopaka kogoś, kto naprawdę zaczyna mu się podobać.

Jeśli tego nie jest mu mało, poczekajcie aż dowie się, że tak naprawdę żadnego zaproszenia nie było. Ponadto przed nim wizja współdzielenia pokoju z Theo przez kilka kolejnych dni, gdzie nie przewidziano dodatkowych łóżek…

Recenzja Fake Dates and Mooncakes

Książka Sher Lee to naprawdę przeurocza powieść, od której nie można się oderwać! Autorka wykorzystuje znane motywy romantycznych powieści, prezentując je w lekkiej i świeżej odsłonie. Postaci, które poznajemy na kartach książki, od razu mnie do siebie przekonały, nie mówiąc o silnie oddziałujących na ślinianki opisach potraw.

Z jednej strony śledzimy rozwijające się między bohaterami uczucie. Z drugiej zaś obserwujemy zmagania Dylana w konkursie kulinarnym, który może otworzyć mu drzwi do kariery w świecie gastronomii. Konkurs ten jest nie tylko być albo nie być dla Wojowników Woka, stanowi również nadzieję Dylana na ostateczny znak od wszechświata. No bo w końcu powinien zostać kucharzem, czy oddać się miłości do zwierząt i rozpocząć naukę w szkole weterynaryjnej?

Całość stanowi kanwę do dyskusji na temat przynależności i zrozumienia swoich korzeni. Oboje chłopaków jest bowiem Amerykanami o azjatyckich korzeniach i typowo dla osób wychowujących się jako kolejne pokolenie emigrantów, próbują lepiej poznać tradycje rodzinne w poszukiwaniu prawdy o sobie samym.

Całość wciąga Czytelnika tak, jak klienci Woka pochłaniają nudle cioci Wang. Szybko, z wypiekami na twarzy i ze smakiem! Jeśli więc szukacie idealnego tytułu na czerwcowe popołudnie, nie musicie szukać dalej. Koniecznie sięgnijcie po Fake Dates and Mooncakes!

Jeśli zaciekawiła Cię recenzja Fake Dates and Mooncakes, książki szukaj tutaj.

Ania ocenia:
  • 10/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 10/10
  • 10/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 10/10
  • 10/10
    Czy warto przeczytać tę książkę ponownie? - 10/10
  • 10/10
    Czy bohaterowie wzbudzili sympatię? - 10/10
10/10

Fragment recenzji

Książka Sher Lee to naprawdę przeurocza powieść, od której nie można się oderwać! Autorka wykorzystuje znane motywy romantycznych powieści, prezentując je w lekkiej i świeżej odsłonie. Postaci, które poznajemy na kartach książki, od razu mnie do siebie przekonały, nie mówiąc o silnie oddziałujących na ślinianki opisach potraw.

Z jednej strony śledzimy rozwijające się między bohaterami uczucie. Z drugiej zaś obserwujemy zmagania Dylana w konkursie kulinarnym, który może otworzyć mu drzwi do kariery w świecie gastronomii. Konkurs ten jest nie tylko być albo nie być dla Wojowników Woka, stanowi również nadzieję Dylana na ostateczny znak od wszechświata. No bo w końcu powinien zostać kucharzem, czy oddać się miłości do zwierząt i rozpocząć naukę w szkole weterynaryjnej?