Recenzja książki Krótka historia o długiej miłości wbrew pozorom wcale nie należy do najłatwiejszych. Z jednej strony mamy tu historię, która bez wątpienia jest niezwykła i zasługuje na to, by usłyszała o niej szersza publiczność. Z drugiej zaś patrzę na tę publikację z pozycji Czytelnika, który poszukuje ciekawych i wciągających opowieści. Mam nadzieję, że uda mi się zawrzeć w dzisiejszej recenzji wszystko to, co kłębiło mi się w głowie tuż po skończonej lekturze. Na wstępie dodam jeszcze, że za złożenie tej historii w całość odpowiadają Angelika Kuźniak i Ewelina Karpacz-Oboładze. Książka już osiągnęła status bestsellera i cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród Czytelników. Nawet ja, dowiedziawszy się, że pozycja jest do zrecenzowania, rzuciłam się na nią łapczywie. Jakie są moje wrażenia?
Recenzja książki Krótka historia o długiej miłości – naprawdę krótka…
Przede wszystkim należy powiedzieć, że cała książka liczy 167 stron historii, osadzonej w towarzystwie dużych marginesów, solidnej interlinii i sporych odstępów między poszczególnymi rozdziałami, akapitami czy znakami. No cóż, jak sugeruje tytuł, to krótka historia i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Dodatkowo na kilku stronach znajdują się zdjęcia zamiast tekstu, ale to akurat miłe zapychacze stron, bo dodają tej opowieści sporo magii.
Jak wygląda konstrukcja tej miłosnej opowieści i co w środku znajdzie Czytelnik? Najpierw warto wspomnieć, że bohaterami są Mała (Wiesława Pajdak, łączniczka) i Ju (Jerzy Śmiechowski, żołnierz Polski Podziemnej). Oboje po II Wojnie Światowej za działalność niepodległościową zostali skazani na lata stalinowskiego więzienia. Poznali się w więzieniu, porozumiewając się alfabetem Morse’a, wystukiwanym w dzielącą ich ścianę.
Moje wrażenia po przeczytaniu książki
Nie będę zdradzać Wam szczegółów, bo jest to historia naprawdę bardzo krótka i szkoda psuć Wam przyjemność z jej poznawania. Tym ciekawiej się ją czyta, kiedy z tyłu głowy kołacze się myśl, że jest to opowieść na faktach. No i właśnie, czy na pewno opowieść? W środku Czytelnicy znajdą listy, poddane redakcji i korekcie, które wysyłali do siebie Mała i Ju. Komentarz autorek książki jest niewielki, gdyby to zliczyć, wyszłyby pewnie jakieś 2/3 strony. Coś tam krótko dodają, wyjaśniają i dopowiadają to, czego nie można dowiedzieć się z listów, a jest ważne dla całego tła historii. Ale sama ta korespondencja układa się w jedną całość, po której można wyobrazić sobie, co przeżywali bohaterowie.
Powiem tak: sama spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Proszę nie zrozumcie mnie źle. Czytając listy, mogłam wyobrazić sobie, jak ważne były one zarówno dla nadawcy, jak i odbiorcy. Ile w nich miłości i czułości, ile emocji? Co musieli czuć i jak byli silni, by przetrwać piekło, przez które przechodzili? Tego nie sposób sobie wyobrazić, potrafię jedynie uwierzyć w to, że ta korespondencja była dla nich wszystkim.
Jednak jestem również Czytelnikiem, który, patrząc na promocję tej książki, oczekuje naprawdę dobrego materiału. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie listy już mocno mnie nudziły. To znaczy, oczywiście nie umniejszam im ładunku emocjonalnego i ważności, jak już wspomniałam, dla nadawcy i odbiorcy. Jednak nie da się ukryć, że po kilku stronach ich wyznania stają się monotonne i zwyczajnie nudne. Nie mają też w sobie żadnej poetyckości, która mogłaby wycisnąć ze mnie łzy. Najbardziej poruszył mnie króciutki epilog i kilka istotnych faktów na temat dalszego życia bohaterów.
Życie pisze najlepsze scenariusze…
Zgadzam się z tym niezmiennie. Jednak trudno jest wczuć się w całą opowieść na podstawie, bądź co bądź, intymnych i prywatnych listów. Nie byłam w stanie odtworzyć wszystkich emocji zawartych w tych słowach, nadziei przelewanych na papier. Jako Czytelnik miałam już miejscami dość Ju, odnosiłam wrażenie, że jest taką miękką kluską, która ciągle pisze o tym samym. Tak sobie myślę, z perspektywy osoby siedzącej w ciepłym domu i mającej ukochanego przy sobie, że gdybym dostawała takie listy, to bym chyba oszalała. Naprawdę. Zwracam jednak uwagę po raz kolejny, że moim zamiarem nie jest umniejszenie ważności tych wszystkich wiadomości i prostych, powtarzających się komunikatów. Mówię tutaj jedynie z perspektywy Czytelnika, który oczekiwał naprawdę, naprawdę porywającej opowieści.
Nie mam wątpliwości, że takie historie powinny oglądać światło dzienne. I że pewnie podobnych sytuacji było setki, a nawet tysiące. Może gdyby zamiast garści listów, autorki pokusiły się o jakąś szerszą narrację, która zbudowałaby odpowiedni klimat, odbierałabym tę pozycję nieco inaczej? Na pewno miłość Małej i Ju była wyjątkowa i silna. Na pewno te listy były dla nich w danym czasie ukojeniem, radością i całym światem. I każdemu z osobna życzę tak wspaniałego i szczerego uczucia.
Recenzja książki Krótka historia o długiej miłości – podsumowanie
Książkę przeczytałam, ale nie była dla mnie tym, czego po niej oczekiwałam. Jeśli lubicie historie na faktach, pisane przez życie, to na pewno jest to lektura dla Was. Mnie osobiście nie zapewniła żadnych emocjonalnych wzlotów i upadków. Po prostu przeczytałam ją i już. Poświęciłam chwilę na refleksję o tym, przez co musieli przejść ludzie w czasie wojny i tuż po oraz o tym, jak wiele osób straciło swoich ukochanych.
Czy polecam tę pozycję? Tak, tym, którzy interesują się polską historią i chcieliby poznać jej kolejne, rzadko ukazywane oblicze. Mam nadzieję, że recenzja książki Krótka historia o długiej miłości była pomocna. Znajdziecie ją tutaj.
Ocena Pauliny
-
7/10
-
7/10
-
7/10
-
7/10
-
7/10
Fragment recenzji
Nie mam wątpliwości, że takie historie powinny oglądać światło dzienne. I że pewnie podobnych sytuacji było setki, a nawet tysiące. Może gdyby zamiast garści listów, autorki pokusiły się o jakąś szerszą narrację, która zbudowałaby odpowiedni klimat, odbierałabym tę pozycję nieco inaczej? Na pewno miłość Małej i Ju była wyjątkowa i silna. Na pewno te listy były dla nich w danym czasie ukojeniem, radością i całym światem.