Ruda: Moja ulubiona lektura szkolna
Moja ulubiona lektura szkolna
Mówi się, że lektury to nielubiany obowiązek, że to przeważnie nudne i nieciekawe książki i przecież nikt nie chce ich czytać. Ale ja się z tym nie zgadzam. Fakt, nie przeczytałam wszystkich lektur, zwłaszcza tych, które nudziły opisami natury. 🙂 Ale wiele lektur bardzo mi się podobała i dziś opowiem Wam o jednej z nich. Moja ulubiona lektura szkolna to Ania z Zielonego Wzgórza.
Ania z Zielonego Wzgórza
Rudowłosa, piegowata Ania, błąka się po domach dziecka i kolejnych rodzinach zastępczych, by w końcu, przez pomyłkę, trafić na Zielone Wzgórze, pod skrzydła rodzeństwa Cuthbert – Maryli i Mateusza.
Z pozoru bardzo zasadniczy nowi opiekunowie, w rzeczywistości są kochani i jedyni na świecie. To u nich Ania Shirley znajduje dom.
Cudowna opowieść o szczęśliwej pomyłce i postrzelonej, lecz niezwykle sympatycznej Ani Shirley, która przez życie idzie z głową w chmurach.
Książka z kanonu literackiej klasyki, po ten tytuł warto sięgnąć, warto go również przedstawić młodszej Czytelniczce.
– Ależ, Mateuszu, czyż twoim zdarciem powinniśmy ją zatrzymać?
Zdziwienie Maryli nie byłoby większe, gdyby jej spokojny brat wyraził chęć chodzenia na głowie.
– Nie, nie, niezupełnie – wyjąkał Mateusz nie wiedząc, jak wybrnąć. – Uważam… że nikt nie może żądać tego od nas.
– No, pewno! Czym właściwie byłaby ona dla nas?
– Może my bylibyśmy czymś dla niej, Marylo – powiedział Mateusz nieoczekiwanie.
– Mateuszu Cuthbert, zdaje mi się, że to dziecko zaczarowało cię! Widzę, że pragniesz je zatrzymać!
– Wierzaj mi, że to bardzo ciekawa istota! – przekonywał Mateusz.
Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Ania Shirley w końcu znalazła dom, o którym marzyła od tak dawna. Maryla i Mateusz stali się jej rodziną, a sąsiadka Diana została jej przyjaciółką od serca.
Początkowa niechęć do dziewczynki niektórych osób z otoczenia, szybko przerodziła się w sympatię, przyjaźń i miłość.
Pierwsze dni pobytu Ani w Avonlea nie były łatwe. Okazało się, że ma wiele wad, do których należała zbyt wybujała wyobraźnia, roztargnienie i gadulstwo. Już w pierwszych tygodniach ujawnił się jej wybuchowy charakter – obraziła przyjaciółkę Maryli, panią Małgorzatę Linde.
Jakież to chude i nędzne stworzenie, Marylo! Zbliż się, dziecko, niech ci się lepiej przyjrzę! Ach, czy kto widział kiedy podobne piegi! A włosy czerwone, istna marchew!
Ania w swojej skromności, wierze we wszystko i wszystkich i pozytywnym nastawieniu do świata ludzi, zjednywała sobie ludzi i zawierała znajomości na długie lata. Mimo że uparta jak osioł to z sercem na dłoni. 🙂
[…] milion razy lepiej jest być Anią z Zielonego Wzgórza niż Anią Nie Wiadomo Skąd […].
Ania z Zielonego Wzgórza – moja ulubiona lektura szkolna
Ania Shirley zdobyła moje serce, zanim jeszcze stała się lekturą. Książkę o perypetiach rudowłosej Ani czytałam tyle razy, że już się pogubiłam. W dzieciństwie, w każdą niedzielę oglądałam serial o Ani i nigdy mi się to nie znudziło, mimo że każde słowo znałam na pamięć. Uwielbiałam Anię, Dianę, Marylę i Mateusza oraz innych bohaterów! Do tej pory ich uwielbiam, a moja biblioteczka co chwilę powiększa się o kolejne wydania Ani z Zielonego Wzgórza.
Może to dzięki mojej ulubionej bohaterce postanowiłam, że i ja zostanę Rudzielcem?
I powiem Wam coś jeszcze – na pierwszej randce mój (już teraz) mąż, zaczął mówić do mnie „carrot”! A przecież Gilbert tak samo mówił do Ani! Od razu wiedziałam, że to przeznaczenie. 🙂