Zaginiona dziewczyna to plagiat? Co na to autorka?
Zaginiona dziewczyna to plagiat? Przed takim zarzutem stanęła autorka powieści, Gillian Flynn. Bez wątpienia to niemałe zaskoczenie dla wszystkich fanów bestsellerowej powieści. Z jednej strony takie zarzuty z pewnością nie pomagają promocji książki. Z drugiej zaś może właśnie o rozgłos chodzi? Tak czy inaczej, zarówno Gillian Flynn, jak i producenci ekranizacji jej powieści mają teraz kłopoty. Jak to wszystko się zaczęło? Koniecznie czytajcie dalej, by dowiedzieć się więcej.
Czy Zaginiona dziewczyna to plagiat – kilka słów o sprawie
Zamieszanie w świecie literatury wzbudziła Leslie Weller pochodząca z Nevady. To ona zarzuciła autorce bestsellerowego thrillera plagiat. Kobieta twierdzi, że historia została oparta na jej autorskim pomyśle. Dlatego też pozwała nie tylko Gillian Flynn, ale również producentów filmu, domagając się wysokiego odszkodowania.
Sprawę będzie musiał rozpatrzyć Sąd Okręgowy w Chicago. Powódka twierdzi, że powieść pt. Zaginiona dziewczyna to plagiat jej scenariusza filmowego, który stworzyła pod nazwą Out of the Blue w 2005 roku. Jako żądanie stawia konfiskatę lub zupełne zniszczenie wszystkich egzemplarzy książki. Chce również, aby całe zyski, osiągnięte z ich publikacji, trafiły na jej konto. Warto tutaj przytoczyć pewne statystyki. Powieść na rynku pojawiła się w 2012 roku. Od tego czasu sprzedała się w ponad 15 milionach egzemplarzy. Bardzo długi czas znajdowała się na szczycie bestsellerowej listy New York Timesa, a ekranizacja książki na całym świecie zarobiła 370 milionów dolarów. Jest więc o co walczyć.
Adwokat Weller, Adam Urbanczyk, uzasadnia pozew wieloma uderzającymi podobieństwami między tymi dwoma historiami. Szczególny nacisk kładzie on na każdy ważniejszy zwrot akcji, który jest identyczny ze scenariuszem jego klientki. Zastanawiacie się, skąd Gillian Flynn miałby dostęp do materiałów stworzonych przez powódkę? Na to również jest odpowiedź. W 2008 roku Weller przekazała swój scenariusz konsultantce scenariuszowej, Alessandrze Pilar. A kobieta ma powiązania z agencją literacką, reprezentującą pisarkę.
W pozwie można doszukać się zarzutów, iż agenci literaccy zaproponowali Flynn stworzenie książki, z wykorzystaniem scenariusza Weller. Jako potwierdzenie tej tezy adwokat wskazuje podziękowania zamieszczone na końcu lektury. To właśnie w nich autorka dziękuje agencji za wszelkie wspaniałe wskazówki. Zdaniem Urbanczyka to właśnie te podpowiedzi stały się zachętą do stworzenia „nieautoryzowanej pracy pochodnej”.
Gillian Flynn wszystkiemu zaprzecza i odcina się od zarzutów. Natomiast jej agencja nie wydała żadnego oświadczenia. Jak myślicie, czy zarzuty są prawdziwe, czy sprawa jest trochę naciągana? Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami!
Książki autorki, w tym Zaginioną dziewczynę, znajdziecie tutaj.