Pierwsza osoba liczby pojedynczej Murakamiego. Recenzja
Pierwsza osoba liczby pojedynczej Harukiego Murakamiego to książeczka filigranowa w porównaniu z jego ostatnią, dwutomową powieścią Śmierć Komandora. Książeczka może i niewielkich gabarytów, ale wielka słowem oraz metaforą. W zaledwie 220 stronach Murakami zamknął siedem opowiadań, które zostawiają czytelnika z emocjonalnym galimatiasem oraz refleksją nad przemijaniem.
Pierwsza osoba liczby pojedynczej, czyli wieloznaczne JA Murakamiego
Murakami w swoich nowych opowiadaniach — jak wskazuje na to tytuł antologii — mówi z perspektywy „ja”. Dzieli się wspomnieniami dotyczącymi wydarzeń, spotkań, które były dla niego znaczące. Które wracają do niego nawet po latach pod postacią refleksji. Pozwala nam zajrzeć w swoją przeszłość, w tym młodość i czas wchodzenia w dorosłość.
Autor w zbiorze Pierwsza osoba liczby pojedynczej pisze o kobietach, które spotykał na różnych etapach swojego życia. With the Beatles to zabarwiona muzyką Beatlesów opowieść m.in. o jego pierwszej dziewczynie i jej dziwnym bracie, którego spotkał po latach. W Do kamiennej poduszki wspomina młodą, nieszczęśliwą kobietę, która po wspólnie spędzonej nocy przysłała mu wydany własnym sumptem tomik wierszy. Narrator zastanawia się, co się z nią stało i jak dalej mogły potoczyć się jej losy. Wraca do jej wierszy, które wryły mu się w pamięć. W Karnawale skupia się na przyjaciółce, z którą połączyła go pasja do utworu Schumanna.
Ale ten zbiór to nie tylko kobiety. To także muzyka oraz miłość do baseballa i poezja, która jest jej efektem.
Opowiadania jak intymna rozmowa
Kiedy czytamy Pierwszą osobę liczmy pojedynczej Murakamiego, mamy wrażenie, jakby się nam zwierzał. Próbował wytłumaczyć, dlaczego zdecydował się na opowiedzenie tej lub innej historii.
Czytelnik czuje, że staje się powiernikiem narratora, który w większości opowiadań bardzo zmniejsza dystans z odbiorcą, a nawet się bezpośrednio się do niego zwraca. Momentami możemy poczuć się tak, jakbyśmy razem z nim siedzieli w barze i przy przytłumionych światłach słuchali jego zwierzeń. Razem zastanawiamy się nad życiem i przemijaniem.
Pierwsza osoba liczby pojedynczej Murakamiego – recenzja
Nową książkę Harukiego Murakamiego warto wyjątkowo zacząć czytać od końca, od noty zamieszczonej przez Annę Zielińską-Elliott. Tłumaczka opowiadań zwraca naszą uwagę na to, że japońskie „ja” nie zawsze jest tożsame z polskim, ma różne formy, które są związane m.in. z zażyłością.
Japończycy używają innego zaimka pierwszej osoby liczby pojedynczej, kiedy są wśród najbliższych, innego w sytuacjach oficjalnych. Zatem Murakami pisze o sobie w swoich opowiadaniach w dwojaki sposób. W większości używa poufałej formy. Być może stąd też to wrażenie intymnej rozmowy. W ostatnim opowiadaniu, od którego nazwę wziąć cały zbiór pisze o sobie używając oficjalnej formy „ja”. Buduje dystans narratora do historii i czytelnika do narratora – w polskim tłumaczeniu to umyka.
Z pogranicza jawy i snu
Starszy mężczyzna, który znika w mgnieniu oka, a z którym wcześniej narrator rozmawiał (Śmietanka). Gadająca małpa potrafiąca skraść kobietom imiona i nazwiska (Wyznanie Małpy z Shinagawy). Zmaterializowanie się jazzowej płyty, którą wymyślił wiele lat temu na potrzeby prasowej recenzji (Charlie Parker Plays Bossa Nova)…
W opowiadaniach nie brakuje elementów surrealistycznych. Ten magiczny, mistyczny surrealizm jest czymś charakterystycznym dla pisarstwa Murakamiego. Narrator opowiadań być może w dużej mierze jest tożsamy z autorem, jednak jego relacje są przefiltrowane przez pisarską wyobraźnię i swoiste obrazowanie. To dodaje im niepowtarzalnego uroku.
Forma opowiadań wiąże się z pewną kondensacją. Kondensacją historii, stylu. Dlatego Pierwszej osoby liczby pojedynczej nie powinniśmy czytać jednym tchem. Po każdym opowiadaniu warto dać sobie chwilę na zatopienie się w refleksjach i emocjach. Dla mnie obcowanie z literaturą Murakamiego jest zawsze stylistyczną i intelektualną przyjemnością. Tak było też i tym razem.
Zbiór opowiadań Pierwsza osoba liczny pojedynczej Harukiego Murakamiego już od 12 listopada możecie znaleźć w księgarniach, np. w tym miejscu. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Muza.
Powiązane artykuły:
Ocena Anety
-
10/10
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Czytelnik czuje, że staje się powiernikiem autora, który w większości opowiadań bardzo zmniejsza dystans z odbiorcą, a nawet się bezpośrednio się do niego zwraca. Momentami możemy poczuć się tak, jakbyśmy razem z autorem siedzieli w barze i przy przytłumionych światłach słuchali jego zwierzeń. Razem z nim zastanawiamy się nad życiem i przemijaniem.