Szukacie świeżości na polskim poletku fantasy? Dobrze się składa, bo przychodzę dziś do Was z książkowym debiutem. Zanurzmy się razem w świecie templariuszy, fałszywych bogów i odwiecznym pytaniem o prawdę i sens. Przed Wami recenzja książki Fałszywa królowa.
Debiut na polskiej scenie fantasy
Po polskie fantasy nie sięgam zbyt często. Odnoszę wrażenie, że przesycone jest ono autorami, którzy nasycają wykreowane przez siebie światy męskocentryczną narracją osadzoną w kulturze macho i patriarchalnym porządku świata.
A przecież świat fantasy, zwłaszcza w kanonie D&D, rzadko kiedy snuje cishetową narrację, czy powiela schematy problemów dykryminacyjnych w zakresie orientacji i tożsamości płciowej. Skupia się raczej na korupcji władzy, dyskryminacji rasowej, tworząc przestrzeń, w której zarówno żeńscy, męscy, jak i niebinarni bohaterowie mogą ramię w ramię stać na drodze zemsty, wybawienia lub występku.
Dlatego też z mężczyznami stojącymi za sterami polskiej fantastyki niestety rzadko jest mi po drodze. Tym razem zdecydowałam się jednak dać szansę rodzimemu twórcy i sięgnęłam po Fałszywą królową.
Tytuł skusił mnie niesztampową wizją świata, kontekstem wiarołomstwa w osobistej podróży ku ocaleniu świata i… biblijną wizją anioła na okładce. 🙂 A także faktem, że tytuł stanowi debiut autora, tak więc dałam Królowej szansę. Z jakim efektem? Przekonajcie się sami.
O czym opowiada Fałszywa królowa?
Ziemię ogarnęła zimna śmierć, która przyniosła głód, rozpacz i zburzyła stary porządek. Boga już nie ma, a ludzie brodzą w jego krwi. Pośród kataklizmu i upadku moralności dwóch templariuszy z Najwyższego Kościoła Stwórcy postganawia wyruszyć do Larush, krainy dzikich plemion. Mają bowiem nadzieję na znalezienie źródła tej niekończącej się zimy.
Jednak na swojej drodze czeka na nich o wiele więcej przeszkód i zagadek, niż się tego spodziewali. Na dodatek przez cały czas towarzyszy im pytanie: Co tak właściwie jest prawdą?
Aby ocalić świat będą musieli stawić czoła nie tylko demonom zagrażającym ich cielesnej powłoce, ale również swoim własnym demonom. Te żyją wewnątrz nich i żywią się ich zranionymi duszami… O ile ich dusze w ogóle istniały.
Fałszywa królowa jest debiutem literackim Mateusza Fogta, tak więc jako debiut jest przeze mnie oceniany.
Początek opowieści snutej przez Josepha, demonicznego zwiastuna, zapowiadał się obiecująco. Zgrabna narracja językowa, sprawne wprowadzenie nas w świat bohatera i elementy filozoficzne, które mile łechtały mój złakniony głębszych sensów mózg. Od razu poczułam zaciekawienie i chęć śledzenia dalszych losów bohatera.
Jednak po wprowadzeniu na scenę dwóch pozostałych bohaterów, zauważyłam, że autor ma niejako problem z nawigowaniem dialogami. Przekazuje sens wypowiedzi, jednak brakuje w niej finezji i płynności. O ile dobrze idzie mu kreacja świata, na poziomie interakcji czyta się to już o wiele ciężej.
Recenzja tytułu
Sam pomysł na kreację świata mnie zachwycił. Wiadomo, że trudno jest stworzyć coś, czego absolutnie nikt wcześniej nie dokonał, zwłaszcza w sferze literatury fantasy. Tak więc mimo skojarzenia pewnych tropów (Joseph jako palladyn wiarołomca wprost ze świata D&D, czy skojarzenie mroźnej apokalipsy z wiedźmińskim Tedd Deireád), powieść ma w sobie świeżość.
Chociaż wolałabym, żeby niektóre wątki zostały potraktowane nieco mniej dosłownie, a uniwersum w późniejszej części powieści nie zostało zaniedbane na poziomie opisu, myślę że autor jak na debiut poradził sobie dość dobrze. Co prawda na kartach historii zdarzają się błędy logiczne, np. fragment ze strony 99:
co zakończyło się nieprzyjemnym bólem i opuchlizną;
gdzie słowo nieprzyjemnym jest absolutnie zbędne (ból z założenia nie jest przyjemny), jednak niektóre fragmenty powieści pozostają przyjemne w odbiorze.
Bardzo podobają mi się nazwy własne zastosowane w powieści (niezwykle miłe dla mojego ucha, na dodatek nie łamałam sobie na nich języka). Chociaż nie ukrywam też, że np. liczne zwracanie się Cassimira do Keevy per malutka solidnie drażniło.
Oczywiście do tego, żeby powiedzieć, że książka jest naprawdę dobra, jeszcze jej brakuje. Niemniej wiedząc, że autor stawiał pierwsze kroki i ma jeszcze przestrzeń na rozwój, kibicuję Mateuszowi, bo widzę w jego twórczości potencjał.
Po ogładzeniu warstwy dialogowej, wyjścia ze standardowego traktowania postaci kobiecych jako malutkie, bojaźliwe i potrzebujące opieki, a także wraz z rozwojem warsztatowym wiem, że Fogt może nas jeszcze nieraz zaskoczyć. Czego i samemu autorowi życzę 🙂
Krytycznie o samym wydaniu
Niestety odnoszę także nieodparte wrażenie, że wydawca wizualnie potraktował wydanie po macoszemu. Zdaję sobię sprawę, że rosnące ceny papieru oraz wszelkie koszta związane z drukiem i dystrybucją drastycznie odbiły się na jakości wydań, przez co wydawcy stanęli przed sporym dylematem. Serwować odbiorcy dopieszczony produkt, niemniej za znacznie wyższą cenę niż dotychczas, czy postawić na dostępność tytułu kosztem jakości?
Fałszywa królowa jest bowiem książką, która reprezentuje jakość self-publishingu z Amazona, a w małoinwazyjny sposób można byłoby tego efektu uniknąć. Można byłoby bowiem pozostać przy miękkiej okładce i ustalonej gramaturze papieru, podnosząc wartość estetyczną wydania innymi rozwiązaniami. Książka bowiem dość ciężko leży w dłoni, co oznacza, że wydawnictwo nie szczędziło na grubości papieru. Niemniej całościowo wydanie nie odzwierciedla jakości, a szkoda.
Chociaż zamysł na okładkę jest ciekawy, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Grafika bowiem poprzez spory kontrast i efekt HDR daje efekt obrazka wygenerowanego przez AI. Mocno kontrastujący światłocień nadaje całości efektu taniości, przez co estetycznie nie jest to więc tytuł, który z radością postawiłabym na półce frontem.
Ponadto decydując się na niskokosztowe podrasowanie tytułu, warto byłoby rozważyć rozpoczynanie rozdziału ozdobnym inicjałem lub drobnym elementem graficznym. Takie drobiazgi są bowiem proste, a jednocześnie nadają całości klimatu. Tak więc decydując się na inny dobór okładkowy i smaczki wizualne na poziomie tekstu, myślę że można byłoby osiągnąć przyjemniejszy dla oka efekt.
Na zakończenie słów kilka
Jeśli lubicie epickie przygody, filozoficzne rozważania i magię fantastycznych światów, warto dać Fałszywej królowej szansę. Jest to bowiem świeży głos na rynku książki, który może wzbogacić nasze rodzime zasoby. Co prawda tytuł nie jest idealny, jednak trudno jest wymagać tego od debiutanta. Warto przy tym zwrócić uwagę, że materia fantastyki per se jest ciężkim kawałkiem chleba.
Autor jednak nie odwołuje się do najbardziej wyświechtanych schematów, snując jednocześnie wielowątkową narrację na kanwie legendarnej przygody. Na spory plus powieści przemawiają ofiary, które muszą zostać poniesione, by osiągnąć cel. Nic tak bowiem mnie nie drażni jak motywy Mary i Gary Sue w powieściach. Tutaj mamy do czynienia z pełnokrwistymi postaciami, pełnymi niepokojów, straty i konieczności zmierzenia z nieuniknionym.
Jeśli więc macie ochotę na fantastyczną powieść prosto z rodzimego podwórka, poszukując nowych tropów na swojej fantastycznej ścieżce, sięgnijcie po Fałszywą królową. I koniecznie dajcie znać, jak wasze wrażenia. 🙂
Książkę Fałszywa królowa znajdziesz tutaj!
Ania ocenia:
-
7/10
-
6/10
-
3/10
-
8/10
Fragment recenzji
Fałszywa królowa jest debiutem literackim Mateusza Fogta, tak więc jako debiut jest przeze mnie oceniany.
Początek opowieści snutej przez Josepha, demonicznego zwiastuna, zapowiadał się obiecująco. Zgrabna narracja językowa, sprawne wprowadzenie nas w świat bohatera i elementy filozoficzne, które mile łechtały mój złakniony głębszych sensów mózg. Od razu poczułam zaciekawienie i chęć śledzenia dalszych losów bohatera.
Jednak po wprowadzeniu na scenę dwóch pozostałych bohaterów, zauważyłam, że autor ma niejako problem z nawigowaniem dialogami. Przekazuje sens wypowiedzi, jednak brakuje w niej finezji i płynności. O ile dobrze idzie mu kreacja świata, na poziomie interakcji czyta się to już o wiele ciężej.
Sam pomysł na kreację świata mnie zachwycił. Wiadomo, że trudno jest stworzyć coś, czego absolutnie nikt wcześniej nie dokonał, zwłaszcza w sferze literatury fantasy. Tak więc mimo skojarzenia pewnych tropów (Joseph jako palladyn wiarołomca wprost ze świata D&D, czy skojarzenie mroźnej apokalipsy z wiedźmińskim Tedd Deireád), powieść ma w sobie świeżość.