Recenzja: Pod Mocnym Aniołem – Jerzy Pilch
Pod Mocnym Aniołem – Jerzy Pilch
Pilch, mistrz męskich rozważań o kobietach, wspomnień o dziecięctwie spędzonym w Wiśle i nawiązań do ewangelickich korzeni, zstąpił w swojej najlepszej (podobno) książce w alkoholika. Pokazał w krótkich rozdziałach-opowiadaniach odwrócony do góry nogami świat nieboraka, który nie szuka już pretekstów by się upić, ale walczy ze sobą żeby znaleźć wątły i najsłabszy choćby pretekst do niepicia. Oczywiście bezskutecznie. Po drodze napotyka kobiety, innych uzależnionych, gubi się w świecie przedmiotów i bywa odnajdywany, gdy wyje leżąc w brudnym barłogu. Wszystko to razem byłoby nawet śmieszne, gdyby nie myśl, ilu ludzi ten opis dotyczy.
Bohater upija się w poszukiwaniu własnej, urojonej czy prawdziwej wielkości, która wtedy dopiero zakwita, tchnie kędy chce. Albo tak się tylko pijakowi wydaje. Pijak Pilcha to pijak niebezpieczny, bo inteligentny. On nie leży na boku z rowerem między nogami jak mieszkaniec pegeeru. On dokazuje cudów elokwencji i gotów wszystkich wokół siebie przekonać, że trzeba pić, bo samo życie do tego skłania. Jest błyskotliwy i nieszczęśliwy, natchniony i uzdolniony. We wszystkim ma rację, tylko że się myli. Nie pamięta już, dlaczego zaczął pić, pozostaje mu więc tylko z piciem skończyć.
Ostrożnie z tą książką, bo w najlepszym razie może popsuć humor swoją pokrętną, deliryczną logiką. W najgorszym może zachęcić do uderzenia w gaz. To ciężka lektura, dla mnie okazała się za ciężka na jednowieczorowy łyk i musiałam rozlewać ją na wiele wieczorów, żeby nie popaść w spleen. Tym bardziej jednak doceniam moc pilszej prozy.
Wierzę, że ekranizacja powieści w wykonaniu duetu Smarzowski-reżyser i Więckiewicz-aktor podołała przełożeniu „Mocnego anioła” na język filmu. Jeśli jednak jest jak zwykle, to znaczy obraz kinowy silniej jeszcze działa niż literatura, to boję się film obejrzeć. Ale do lektury „Pod Mocnym Aniołem” gorąco zachęcam, choćby ku przestrodze.