Wywiad z Arturem Pomiernym, autorem książki Egoexi
Egoexi, debiut Pomierny, to powieść science fiction, której akcja ma miejsce w dość niedalekiej i dość prawdopodobnej przyszłości. Ludzkość od zarania dziejów marzy o nieśmiertelności. Autor w swojej książce zastanawia się nad tym, jakie skutki może mieć unieśmiertelnienie świadomości. Wywiad z Arturem Pomiernym przeprowadził Robert Rejmaniak.
Wywiad z Arturem Pomiernym, autorem książki Egoexi
Robert Rejmaniak: Cześć Arturze! Poznaliśmy się przy okazji obejmowania Twojej książki patronatem portalu SajFaj.pl. Egoexi miało swoją premierę pod koniec czerwca. Niedawno (w końcu ;)) pojawiła się recenzja książki na portalu (SajFaj – przyp. red.). Przyszedł i czas na przeprowadzenie wywiadu z nazwiskiem niosącym ogromne nadzieje. Zacznijmy od początku. Co sprawiło, że pomyślałeś: tak, to jest ten czas, żeby napisać książkę?
Artur Pomierny: Cześć! Zacznę od podziękowań za bardzo ciekawą recenzję Egoexi z której, mam nadzieję, uda mi się wyciągnąć dobre wnioski. Cieszę się, że książka przypadła Ci do gustu. Czekałem na Twoją opinię dotyczącą Egoexi, bo umówmy się, gdybym miał stwierdzić, czy moja książka to Hard SF czy Soft SF to chyba… nie potrafiłbym tego określić. Z jednej strony akcja w Ego’ nie odbiega zbytnio od naszego świata, a nawet obecnego czasu. Z drugiej strony próbuję przewidzieć, co z tego wszystkiego wyniknie, ale nie daje mi to w rezultacie wielkich imperiów pan-galaktycznych, międzyplanetarnych wojen i intryg, ani nawet nowego potężnego uzbrojenia opartego o technologie obcych cywilizacji, z którymi prowadzilibyśmy stelarny biznes. Tych w ogóle w Egoexi jest jak kot napłakał.
Tak – obawiałem się Twojej recenzji. Tymczasem, doceniłeś mnie. Ten dłuższy wstęp jest też pewną odpowiedzią na Twoje pytanie. To, żeby „coś” napisać nie wynikało z chęci osiągnięcia celu – napisania książki. Tworzenie tekstu okazało się dobrym narzędziem do wyrzucenia z siebie wszystkiego. A pragnąłem podzielić się z innymi swoimi obawami wobec pewnej wizji naszej przyszłości, przed którą chciałbym przestrzec. Może brzmi to trochę górnolotnie, ale naprawdę tak było. Wewnętrzna potrzeba, której nie potrafię dokładnie nazwać, sprawiła, że zacząłem pisać. Książką nazwałem ją dopiero po podpisaniu umowy wydawniczej. Do tej pory mam też problem z nazwaniem siebie pisarzem. Moim zdaniem jedna książka to jeszcze za mało.
Oj tam, oj tam! Nie jestem żadnym guru SF (jeszcze ;)), więc nie sprawiajmy wrażenia jakoby moja recenzja miałaby być ogromny drogowskazem. Poruszyłeś już interesującą kwestię odnośnie Egoexi, o którą chciałem zapytać trochę później — i tak też zrobię. Na razie zostańmy przy początkach. Z tego co mówisz wynika, że pisanie samo w sobie okazało się sposobem na wewnętrzne katharsis. Jakie były Twoje pierwsze myśli po napisaniu kilku stron, potem kilkunastu, a następnie kilku rozdziałów? Kiedy zacząłeś myśleć o tym, że to, co „przelałeś na papier”, dobrze byłby zakończyć wydaniem książki?
Bardzo dobrze to ująłeś z tym odreagowaniem i uwolnieniem tłumionych przemyśleń! Moje pierwsze myśli? Nazwałbym je raczej uczuciami. Takie głębokie endorfiny uwalniające się gdzieś tam w umyśle, o których obecności nigdy nie miałem pojęcia. Kiedy zdałem sobie sprawę, że wszystko zależy ode mnie, cała piaskownica jest moja i nikt nie będzie mi tu przestawiał zabawek, poczułem wielką euforię. Potem zaczęło robić się coraz poważniej. Po kilku rozdziałach poczułem się tak, jakbym zaczął przyjmować swój pierwszy w życiu narkotyk. Bo jak inaczej wytłumaczyć coś, co daje wielką frajdę, aż wreszcie upragnione poczucie satysfakcji, a z drugiej strony – nie możesz już tego porzucić? Zamiast, na przykład, regenerować się snem, siedzisz i piszesz. Jesteś już zbyt daleko. Przekroczyłeś rubikon. Chcesz zdążyć. Bohaterowie, których nakreśliłeś i powołałeś do życia, a następnie wpędziłeś w kłopoty, czekają na ciebie w świecie, który nie istnieje.
Ale gdy zamykasz oczy, widzisz ostatnią scenę z zawieszonymi detalami, która, jeżeli za chwilę nic nie wymyślisz, zamieni się w zupełną czerń. I wtedy zacząłem tworzyć rozdziały i pomosty pomiędzy nimi, prosząc swoich bohaterów, by cierpliwie na mnie czekali. Oszukiwałem ich, obiecując, że każdemu z nich dogodzę, sam zaś wpadłem w tarapaty nałogu – chciałem pisać i pisać dalej. A co z nazwaniem całej rzeczy „książką”? Umówmy się. Coś tam czułem, że ku czemuś to zmierza. Ale najpierw była wolność, frajda i niesamowita ulga. Ulga polegająca na tym, że już wiem, co mam zrobić z tym natłokiem marzeń, obaw i przemyśleń. Tak to pamiętam, a było to pod koniec 2016. Mogę też zdradzić, że był to okres wzmożonego stresu w pracy. Pisanie okazało się bardzo dobrym antidotum na sprawy życia codziennego. Polecam.
Mówisz o tym, że książka jest dla Ciebie czymś, co pozwala Ci się uzewnętrznić. Przedstawiasz historię, która ma posiadać głębię i skłaniać do przemyśleń. Nie traktujesz pisania jako dostarczenia odbiorcy niewymagającej historii, wręcz przeciwnie. Zakładam, że ma to związek z Twoją fascynacją filozofią? Czy mógłbyś powiedzieć o niej kilka słów? Kiedy się pojawiła, jak się rozwijała na przestrzeni lat i jaki miała wpływ na Egoexi?
Jestem pewny, wcale się temu nie dziwiąc, że większość osób myśląc o filozofii widzi dobrze zbudowanego starca w pozie Mickiewicza opartego o skałę. Wydawałoby się, że filozofia od dawna jest w odwrocie i powinna zniknąć z powierzchni ziemi (i naszych umysłów). Polecam jednak wziąć dowolny podręcznik wprowadzenia do filozofii, by odkryć, jak wiele rzeczy bada i jak potężnie jest skategoryzowana. Niektóre zagadnienia mają wymiar wręcz matematyczny. Na pewno nie jest łatwa. A dla mnie najciekawszą rzeczą jest sam wstęp do niej, czy też nauka pierwsza (co sama, arystotelesowa nazwa wskazuje), czyli metafizyka. Metafizyka stara się wyjaśnić najważniejsze – dlaczego jest byt.
Niektórzy mówią, że w czasach wszędobylskiego empiryzmu badawczego, fizykalizmu naszego życia, metafizyka może być sztuką dla sztuki. Mi to nie przeszkadza, bo w końcu poruszam się w obrębie sztuki. Nasze stany mentalne, odpowiedzialność moralna, nasz świat w świecie, który nas otacza, nasze decyzje. Wyjaśniamy to biologią, chemią, matematyką, psychologią. Ale najpierw była metafizyka, czyli filozoficzne pytanie o własności bytu, czy też niejasne, mętne spekulacje o istocie ważkich spraw. I jak się tak zastanawiam nad tym, jak bardzo zależało mi, żeby w wizję naszej nieodległej przyszłości, którą kształtować będzie coraz bardziej mechanika kwantowa, w godny sposób wpasować zagadnienia metafizyczne, to się strasznie nakręcam.
Chciałbym pisać takie książki, po których ludzie będą mniej pewni tego, czego byli pewni wcześniej. Żeby bardziej wątpili i mieli pytania o sens wszystkiego. Wtedy na Ziemi byłoby mniej zła w skali globalnej, a także w naszym życiu codziennym. Chyba od zawsze miałem jakąś niewydajność mentalną i problem z bombardowaniem mojego umysłu informacjami, najdrobniejszymi szczegółami, natłokiem myśli i emocji, pytań, wniosków i analiz. Może stąd to zauroczenie filozofią? Oczywiście, była jeszcze opcja pt. „coaching”, ale jakoś mnie nie wciągnęło! Chciałbym tworzyć sztukę według szkoły kilku twórców z Hollywood. Mówić o kluczowych kwestiach etycznych i ważnych problemach za pomocą rozrywki pełnej akcji, fantazji, a także czasem konwencjonalnej, czasem awangardowej estetyki.
Obok dużej dawki filozofii w Egoexi widać również Twoje zainteresowanie geopolityką i tematyką wojenną. Odnoszę wrażenie, że chciałeś połączyć w książce wszystko co Cię definiuje.
Najwyraźniej tak! Jednocześnie nie chciałem propagować żadnych kierunków ani dogmatów. Chciałbym, żeby czytelnik razem z autorem zastanawiał się, zmieniał i rozwijał swoje poglądy, a przede wszystkim – miał swoje spostrzeżenia. Takie myśli nowoczesnego Polaka. Podobieństwo tytułu do tekstu politycznego całkowicie przypadkowe. 🙂
A to wszystko w świecie nie tak odległym, gdyż historia Egoexi umiejscowiona jest w dużej części w 2036 roku. Przedstawiasz czarny scenariusz naszego wiecznie ciemiężonego narodu. Czy uważasz, że jakaś część Twojego, wykreowanego świata ma szansę się ziścić? Czy może stworzyłeś go takim, jakim jest, aby łatwiej wprowadzić czytelnika w stan zadumy?
Przy pytaniu o prawdopodobieństwo potwierdzenia się pewnych rzeczy z Egoexi w naszej przyszłości zawsze włącza mi się żółta lampka. Zaraz po niej pojawia się w mojej głowie jasne polecenie: „Mów, że to fikcja literacka, tylko i wyłącznie, niech cię nawet nie korci”. Chciałbym się tego głosu słuchać i robię, co mogę, żeby nie popadać w defetyzm. Widzę jednak, że żyjemy chwilą. Wiem, że mówi nam się, żeby chwytać dzień, bo nikt nie wie, jaką przyszłość bogowie nam zgotują. Doprawdy, to wygodne i komfortowe. Piszę teraz coś innego od Egoexi. Powieść osadzoną w realiach drugiej wojny światowej. Konkretnie to sam jej początek, czyli Kampania Wrześniowa.
Przygotowując się do pisania, natrafiłem na dwie ciekawe książki o życiu Polaków, spędzających ostatnie piękne wakacje 1939 r. w licznych kurortach ówczesnej Polski. Z przerażeniem odkrywam, jak różnorodne były postawy Polaków wobec zbliżającego się ataku zbrojnego na nasz kraj, i jak wiele z nich to próby odsunięcia problemu od siebie. Swastyki „zdobiły” już ulice austriackich i czechosłowackich miast, a w Polsce widmo wojny wydawało się nieuniknione, ale przecież Francja, Anglia, wojsko polskie, fundusz obrony narodowej… Tymczasem było piękne lato. Problem tylko w tym, że inwazja na kraj, w którym mieszkasz, zawsze będzie twoim problemem. Ale oprócz chęci wprowadzenia czytelnika w zadumę nad pozycją, losem i strategią naszego kraju wobec obecnych wyzwań, może nawet bardziej zależało mi, byśmy spojrzeli w przyszłość jako ludzie kosmopolityczni, obywatele świata.
Mam na myśli to, że nieważne, gdzie żyjemy, kim jesteśmy, jaki wkład mamy w kierunek rozwoju ludzkości, świat się zmienia. Niczym wielki okręt na wzbudzonym morzu, pozbawiony kapitana, za to z armią oficerów, którzy chcą dobrze i coś tam knują w swoich kabinach. Jedni chcą, aby okręt płynął jak najszybciej, drudzy, by jak najzwinniej się obracał, trzecia grupa: by był odporniejszy na fale, a czwarta: by był łatwiejszy w naprawie itd. Wszyscy oni chcą dobrze i do pewnego czasu to się sprawdza. Nadal jednak, żaden z nich nie steruje statkiem. Jego kurs i prędkość jest wyłącznie średnią, podsumowaniem ich autonomicznych działań. My też jesteśmy na tym statku pędzącym w pewnym kierunku. Wydaje nam się, że faktycznie dowodzący chcą dobrze i komfortowo czujemy się z ich obecnością. Cały czas nikt jednak nie wie, czy kurs jest bezpieczny. Debaty spełzają na niczym, po czym każdy wraca do swoich zajęć. Kończąc dopowiem tylko, że tym okrętem jest nauka, oficerami – nasi wizjonerzy, naukowcy, badacze i politycy, a my… to po prostu my. Pasażerowie, którzy chcą, by prycze były odrobinę wygodniejsze. Bardzo bym chciał, żeby społeczeństwa były dociekliwsze, bardziej wątpiące i racjonalne, odważniejsze, cierpliwsze, wreszcie, mniej konsumpcyjne i poszukujące innego rodzaju estetyki. I w tym celu chciałbym pisać książki. Właśnie po to, żeby pojawiła się w nas zaduma nad kierunkiem naszego rejsu.
Wspomniałeś, że piszesz obecnie książkę w realiach drugiej wojny światowej. Z kolei Egoexi zakończyło się słowami „ciąg dalszy nastąpi”. Skąd inąd wiem, że już nastąpił i opowieść, która przemyślana została na trylogię jest w całości napisana?
Wróćmy na moment do genezy Egoexi. To katharsis, o którym wspomniałeś, sprawiło, że nie patrzyłem na ten projekt inaczej niż na kawałek sztuki, nad którym mam kontrolę. I miałem dużo czasu dojeżdżając do pracy… Te dwa czynniki sprawiły, że dopiero po otrzymaniu informacji od zainteresowanych wydawnictw, dowiedziałem się, że to jest materiał na dwie, trzy książki (sic!) i warto skupić się na pierwszej części. Jak widać, najlepiej nie wiedzieć, że coś jest niemożliwe. Oczywiście moim marzeniem jest pokazać, jak historie z Egoexi 1 dojrzewają, rozwijają się i zaskakują w Egoexi 2 i jak wspaniały i monumentalny (tak, nie boję się tego powiedzieć) finał czeka w Egoexi 3. Jestem jednak pewny, że zanim to się stanie, czeka mnie jeszcze wiele pracy nad tymi książkami. I cóż mogę powiedzieć, proszę – dajcie szansę tej eksperymentalnej historii. Choć niektórzy mówią, że mam ładny uśmiech, to wiem, że tylko odpowiednia sprzedaż zdecyduje o przyszłości świata Egoexi.
I mam nadzieję, że wszystkie cyferki będą się zgadzać, ponieważ faktycznie czytając Egoexi odnosi się wrażenie, że to dopiero początek fascynującej historii. Na pewno wiele osób pytało Cię już w różnych wywiadach o „dopisek” Obcy, Demony, Ludzie i jaki ma on związek z tym, co jest w książce? Jeżeli skupimy się na Obcych, to tak naprawdę jest tam tylko kilkakrotnie powtórzona niewielka wzmianka na ten temat. Dopiero informacja o planowanych kolejnych tomach sprawiła, że pomyślałem: aha, okej, czyli coś więcej będzie w kolejnej części.
To bardzo istotny dopisek zwiastujący coś, co zaskoczy czytelników i zachęci do sięgnięcia w lekturę głębiej, gdzie odnajdą nie tylko dodatkową rozrywkę, lecz także pewien generator kwestii i pytań filozoficznych o sens czy powód zaawansowania ludzkiej świadomości. Dawno temu, kiedy wracałem ze szkoły, u dziadków zwykle leciał Klan. Taka popołudniowa sielanka. Już wtedy myślałem, jak czadersko byłoby, gdyby w ich świecie (a więc naszym) nagle pojawiło się całkowite złamanie konwencji. Na przykład pojawiłby się Alf, albo jeden z Lubiczów zacząłby rozmawiać z duchem, który na stałe zagościłby w serialu. Nie mówiąc o inwazji obcych na dom państwa Chojnickich. Tak, wiem… Wystarczyłoby, żebym przełączył na Świat według Kiepskich. A tak poważnie, moim celem było, żeby świat mego science fiction wynikał z naszego życia, naszej codzienności i aktualnych dokonań ludzkości. By był więc wprost jego wizjonerską kontynuacją. Z drugiej strony, tak samo bardzo chciałem tchnąć w ten świat coś świeżego.
Wydawało mi się (i jestem teraz z tego bardzo dumny), że pojawienie się obcej cywilizacji, która wchodzi w konflikt z demonami, którzy z kolei nie tyle są naszymi obrońcami, co właścicielami naszego życia po śmierci, będzie czymś bardzo ciekawym. I muszę Wam powiedzieć, że Egoexi które macie, lub mam nadzieję, będziecie mieć w rękach, celowo jedynie muska ten temat, który w moim debiucie jest niczym koniuszek wielkiej góry lodowej zatopionej w oceanie (świadomości). Nie chciałem na początku przesadzać, żeby nie zniweczyć przerażającej (jak to niektórzy pisali) prawdziwości czy wiarygodności wizji naszej przyszłości. Zaręczam, że następne tomy sprowadzą czytelników coraz głębiej w głowy bohaterów i coraz niżej, w czeluści piekła, które w Egoexi jest ciemnym, niekończącym się oceanem. Deus ex machina zstąpił w Egoexi nie tylko z niebios, ale i backdoorem, przez niebezpieczne zabawy z nauką. Podsumowując, Twoja myśl jest słuszna!
Dokładnie takie odnosi się wrażenie czytając Egoexi. Reklamujesz ją jako książkę z gatunku science fiction i wiele osób automatycznie może ją błędnie szufladkować. A przecież SF to nie tylko podróże międzyplanetarne, walki w kosmosie, inwazje obcych i czy zadziwiająca technologia. Pokazujesz, że science fiction może być zdecydowanie bliższe naszego życia, coś co my mamy już na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu Twoja powieść posiada tę intrygującą atmosferę tajemniczości i na pewno jest to jeden z powodów, dlaczego się ją tak dobrze czyta.
Właśnie, jak widzisz, z tym promowaniem Egoexi jako science fiction mam pewien problem. Chętnie wskazałbym na coś nienazwanego, coś, co leży pomiędzy literaturą profetyczną a wizjonerską. Tylko że raz, mówię to trochę serio, trochę ironicznie, dwa, brzmi to zbyt dumnie i pompatycznie. Trzy – mówimy o debiucie, który bardziej niż na warsztacie, bazował na emocjach. Bardzo Ci dziękuję za te słowa o wypracowanej atmosferze książki i jej dobrej przyswajalności 🙂
Powiedziałeś, że Egoexi, które leży w Twojej szufladzie, zawiera fabułę mogącą zapełnić trzy tomy. Takie są również Twoje dalsze plany. Z drugiej strony mówisz o sporej pracy, jaka jeszcze czeka Cię przy tej powieści. Rozumiem, że to co stworzyłeś nie jest jeszcze finalną wersją Egoexi i opowieść może wyewoluować? Zakładam jednak, że będą to raczej bardziej kosmetyczne zmiany, będące wynikiem wskazówek otrzymanych od redaktora, niż jej całkowite przebudowanie.
Powieść nie zmieni swojego rozwinięcia i zakończenia. W tym sensie jest już zamknięta. Czym innym jest jednak pisanie dla siebie, a czym innym dla ludzi. Jako że postanowiłem zaprosić czytelników do zapoznania się z moją literaturą i chcę dostarczać im przyjemności, nie odwracam się plecami do uwag i wskazówek recenzentów. Wiem, że rzuciłem czytelnika na głęboką wodę (patrz, znowu ten bloody ocean) i chętnie widzieliby choć jednego bohatera, który byłby z nim dłużej, niż pozostałe postacie. Wiem też, że będę eksploatował inne płaszczyzny mojej konstrukcji, będzie więcej miłości i więcej konfliktu w sferze science fiction. Zgodnie z odpowiedzią na poprzednie pytanie, jestem o to spokojny. Pozwolę sobie zapytać, drogi Recenzencie, do jakiego gatunku Ty zaliczyłbyś Egoexi?
Jestem daleki od kategoryzowania książek. Dzisiaj SF może przewijać się w dosłownie każdym gatunku i z wzajemnością. Fantastyka naukowa czerpie również sporo z innego rodzaju literatury. Jeśli byłbym zmuszony to porównywałbym powieści do konkretnych autorów bądź tytułów. Czytając Egoexi miałem wrażenie, że stoi ona blisko twórczości Cezarego Zbierzchowskiego, ale wiem, że Ty nie miałeś okazji się z nią zapoznać, więc nie ma mowy tu o inspiracji, a raczej przypadkowych podobieństwach 🙂
Przeszedłeś długą i krętą drogę od momentu napisania ostatniego zdania w Egoexi, przez znalezienie wydawnictwa i w końcu doczekania się premiery książki. Jak myślisz, czy wydanie kontynuacji przyjdzie Ci już z większą łatwością?
Mam nadzieję, że Wydawnictwo podejmie decyzję o kontynuowaniu eksperymentu Egoexi i przejścia do drugiej fazy tegoż projektu. Cóż mogę powiedzieć więcej, Egoexi to debiut, z którego jestem ogromnie dumny i który coraz milej się mi czyta. Coraz milej, bo chyba każdy pisarz ma taki etap (szczególnie w fazie cyzelowania swojego dzieła), że nie może już na swój tekst patrzeć, znając go na pamięć. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to książka prowadząca od A do Z, a droga do jej całkowitego poznania może być kręta. Zależało mi, żeby tak było. Żeby Ci, którym Egoexi „podeszło” mogli po jakimś czasie ponownie zapoznać się z tekstem i odkryć, że tok rozumowania przy pierwszym czytaniu był ślepą uliczką, a tajemnice, które pojawiły się na horyzoncie mają inne źródło, niż myśleli. W końcu tak wiele rzeczy we Wszechświecie jest dla nas zagadką, na czele z jej jedyną znaną nam na razie formą inteligentnej cywilizacji, jaką jest ludzkość. Być może rozgrzebywanie tych kwestii z pozostawieniem niedopowiedzianej, niedomkniętej furtki jest ryzykowną zagrywką i nie wszystkim spodoba się taki rodzaj narracji. Mam jednak nadzieję, że entuzjastów Ego’ będzie więcej, Wydawnictwo wyjdzie na ekonomiczny plus, a ja będę mógł dostarczyć jego właścicielom kolejne ciekawe propozycje wydawnicze, nie tylko Egoexi 2. Wszystko zależy od Was, drodzy czytelnicy. Dziękuję więc Wam przy okazji za każdy kupiony egzemplarz mojej pierwszej książki. A wszystkich którzy są już po lekturze Ego’, jak i tych, których dopiero to czeka, zapraszam na swoją stronę www.pomierny.art. Wrzucam tam na bieżąco swoje krótsze teksty!
Piękna klamra na zakończenie wywiadu 🙂 Cóż mogę dodać więcej? Egoexi to jeden z ciekawszych debiutów jaki czytałem i mam szczerą nadzieję, że uda się wydać całą serię. Dziękuję za udzielenie wywiadu i mam nadzieję, do usłyszenia przy Egoexi 2 🙂
Dziękuję za super pytania i do usłyszenia!
Autor wywiadu: Robert Rejmaniak
Debiutancką książkę Artura Pomiernego, Egoexi, możecie znaleźćw tym miejscu.