Zaułek koszmarów – recenzja książki Williama Lindsaya Greshama
Uwaga, uwaga! Panie i Panowie! Przed Państwem istny korowód niesamowitych sztukmistrzów, którzy pokażą cuda i dziwy nie z tego świata! Oto Marynarz Martin – żywa galeria tatuażu! Pół Akrobata – człowiek z gumy! Mamzel Elektra – nieustraszona poskramiaczka elektryczności! Jasnowidząca Madam Zeena, która odczyta z Waszych myśli najskrytsze pytania i rozwieje wszelkie Wasze wątpliwości! A na koniec la grande finale – Wielki Stanton, który potrafi zajrzeć za kurtynę oddzielającą życie od śmierci… Gotowi wejść do Zaułka koszmarów? Przed Wami recenzja książki Williama Lindsaya Greshama.
Na ekranie i liście książek zakazanych
Zaułek koszmarów to powieść z lat czterdziestych. William Lindsay Gresham tworzył ja, przechodząc psychoterapię i zmagając się z nałogiem alkoholowym. Skandalizująca, naturalistyczna, przedstawiająca moralny upadek – mimo że z jednej strony opowieść doczekała się szybkiej (choć „wygładzonej”) ekranizacji w 1947 r., trafiła także na listę książek zakazanych. Przez lata pozostawała raczej w zapomnieniu.
W ostatnich miesiącach znów zyskała światowy rozgłos, za sprawą adaptacji filmowej w reżyserii Guillermo del Toro. Polscy czytelnicy z kolei mają okazję sięgnąć po nowe wydanie książki, w przekładzie Ryszarda Oślizło, które pod koniec stycznia ukazało się nakładem wydawnictwa Mova.
Nie pytaj kuglarza o jego sztuczki, to nie usłyszysz łgarstw
Główny bohater, którego śladem podążamy przez całą powieść, to Stanton Carlisle. Poznajemy go jako młodego mężczyznę, który ma zamiar specjalizować się w sztuce kuglarskiej. Jego niewątpliwym atutem na tym polu jest nieprzeciętna uroda oraz wyjątkowa determinacja. Stanton nie da bowiem za wygraną, dopóki nie wespnie się po szczeblach kariery z zabłoconego jarmarku aż do eleganckich salonów, by tam kosić z pieniędzy nadzianych naiwniaków.
Jesteśmy świadkami pewnego rodzaju przemiany bohatera, ale ponieważ mamy do czynienia z powieścią czerpiącą mocno z kryminału noir – nie liczcie na happy end. Carlisle to pozbawiony skrupułów, egoistyczny i wyrachowany psychopata. Pijany sukcesami i wizją spełnienia własnych pragnień, popada w obłęd. Od „czytania w myślach” przechodzi do organizowania seansów spirytystycznych. W ich trakcie za pomocą misternie przygotowanych iluzji przekonuje uczestników, że przywołuje dusze ich zmarłych krewnych.
Granica między życiem a śmiercią i szczęściem a rozpaczą jest jednak bardzo cienka. I o tym, zdaje się, Stanton zapomniał. Lub nie chciał pamiętać.
Zaułek koszmarów – recenzja książki
Klimat powieści jest nieco groteskowy, zdecydowanie duszny i przygnębiający. Tak jak na pełnym pstrokatości i dziwności jarmarku, gdzie zapachy, kolory i kuglarskie sztuczki mieszają się ze sobą w wielobarwnym kalejdoskopie wrażeń, tak i tutaj nie spodziewajcie się pełnej chronologii czy linearności wydarzeń. Narrator przeskakuje między bohaterami, plącze wątki z przeszłości i teraźniejszości, mota wyobrażenia i sny z jawą.
Poza Stantonem obserwujemy cały korowód postaci, z których każda stara się wydostać ze swojego zaułka koszmarów. Jedni na jego końcu znajdują coś w rodzaju światełka w tunelu, inni dochodzą do ściany, zdając sobie sprawę, że nie ma dla nich ratunku.
Bohaterowie starają się wydrzeć ze szpon losu choć namiastkę szczęścia. Mierzą się z podłością świata, samotnością, widmami przeszłości. W powieści często powraca motyw uzależnienia w rozmaitych odsłonach: od alkoholu, od drugiego człowieka, od poczucia władzy.
Wyłania się tutaj także ponury obraz Ameryki tamtych czasów, odbijają się społeczne niepokoje, niestabilność. Wielki wkład w klimat książki ma tutaj język – specyficzne slangi różnych środowisk dodają całości autentyczności. Umiejętnie wplecione strumienie świadomości podsycają niepokój i chaos.
Zaułek koszmarów – recenzja książki. Podsumowanie
Nadzieja – to słowo klucz do tej powieści. Dzięki sprzedawaniu nadziei na powtórne spotkanie zmarłych bliskich, nadziei na życie po śmierci, Stranton wspiął się na wyżyny kariery. Zapomniał jednak, że trzyma w rękach broń obosieczną – sam nie był wolny od nadziei, choć chciał wierzyć, że jest ponad nią. Upojony władzą, pozycją, sukcesem, padł ofiarą wielkiej sztuczki. Jego uwagę pochłonęło show, tymczasem umknęła mu rzeczywistość. Fortuna kołem się toczy!
Książkę polecam wszystkim, którzy mają zasoby energetyczne na cięższą lekturę – Zaułek koszmarów trudno bowiem zaliczyć do rozrywkowych opowieści. Dużo w niej naturalistycznych opisów, wulgarnego języka, wwiercania się bez znieczulenia w ciemne zakamarki ludzkiej psychiki.
Jeśli jesteście fanami kina i kryminału noir, odpowiada Wam stylistyka retro, lubicie ezoterykę, wróżby, iluzje – śmiało sięgajcie po Zaułek koszmarów.
Na koniec dodam jeszcze, że lektura powieści zdecydowanie zaostrzyła mój apetyt na obejrzenie ekranizacji. Zwłaszcza że Guillermo del Toro wydaje mi się być idealnie dobranym do takiej historii reżyserem.
Recenzowaną książkę znajdziecie TUTAJ >>
Zobacz także:
Moja ocena
-
8/10
-
8/10
-
10/10
Fragment recenzji
Klimat powieści jest nieco groteskowy, duszny i przygnębiający.
Tak jak na pełnym pstrokatości i dziwności jarmarku, gdzie zapachy, kolory i kuglarskie sztuczki mieszają się ze sobą w wielobarwnym kalejdoskopie wrażeń, tak i tutaj nie spodziewajcie się pełnej chronologii ani linearności wydarzeń.
Narrator przeskakuje między bohaterami, plącze wątki z przeszłości i teraźniejszości, mota wyobrażenia i sny z jawą.