Morderstwa w Kingfisher Hill Sophie Hannah – recenzja książki
Herkules Poirot — nazwisko znane chyba wszystkim. Nawet tym, którzy nie spotkali się z nim podczas doświadczeń czytelniczych, a np. oglądali film Morderstwo w Orient Expressie. Poirot jest bohaterem ponad 30 książek królowej kryminału Agathy Christie. Po śmierci pisarki, jej rodzina postanowiła utrzymać przy życiu najbardziej błyskotliwego detektywa świata. W tym celu „przekazała go” pod skrzydło innej autorki, fanki prozy Christie, Sophie Hannah. To ona nadaje mu teraz nowe życie, wikłając go w kolejne przygody na kartkach swoich powieści. Czwarta z nich ma tytuł: Morderstwa w Kingfisher Hill.
Co to za morderstwa w Kingfisher Hill?
Słynny belgijski detektyw powraca, by rozwikłać kolejną niesłychanie zawiłą zagadkę. Historia dzieje się w 1931 roku i zaczyna się w od tajemniczego zaproszenia Richarda Devenporta. Mężczyzna pragnie sprowadzić Poirota do posiadłości Kingfsher Hill, by ten pomógł mu zdemaskować mordercę brata, a tym samym uratować przed karą śmierci swoją narzeczoną. Sprawa wydaje się przegrana, ponieważ kobieta przyznała się już do morderstwa, jest świadoma konsekwencji i pragnie ponieść najwyższą karę za ten czyn. Richard nie wierzy w jej winę. Wierzy natomiast w inteligencję i zdolności dedukcyjne detektywa, które mogą uchronić kobietę od stryczka.
Herkules Poirot wybiera się do Kingfsher Hill w towarzystwie Edwarda Catchpoola, śledczego ze Scotland Yardu i to z jego perspektywy, za sprawą jego relacji poznajemy całą historię. Już przed samą podróżą mężczyźni są świadkami przedziwnej sytuacji. Jedna z pasażerek autokaru nie chce wejść do środka, twierdząc, że jeśli zajmie miejsce, to zginie. Ta absurdalna przepowiednia uruchamia machinę kolejnych nieprzewidywalnych wypadków, wciągając do gry kolejne osoby.
Czy sytuacja w autokarze jest powiązana z morderstwem w posiadłości leżącej u celu ich podróży? Czy ludzie, których Poirot i Catchpool zastaną na miejscu są naprawdę tymi, których grają przed gośćmi? Dosyć szybko w luksusowym domu zostaną znalezione kolejne, zmasakrowane zwłoki z tajemniczym liścikiem. Mordercą może być każdy! I… tu nic więcej nie powiem, ponieważ mogłabym zepsuć przyjemność, jaka płynie z podążania za słowem narratora.
Morderstwa w Kingfisher Hill – wrażenia po lekturze
Sophie Hannah przeniosła mnie w lata 30. XX wieku, na salony arystokracji wypełnione kurtuazją, wymuszonymi niekiedy uprzejmościami, egzaltacją i etykietą. Elegancki, czysty, poprawny i doskonale ustylizowany język pomógł w budowaniu atmosfery doniosłości. W trakcie czytania moja broda sama lekko się unosiła, łopatki trzymałam razem, a usta układałam w dziubek, jakbym miała za chwilę wypuścić z nich angielsko brzmiące głoski. Brakowało, tylko żebym trzymając książkę w dłoni, odchyliła najmniejszy palec.
W powieści Morderstwa w Kingfisher Hill mamy do czynienia z gentlemańskim układem między czytelnikiem a narratorem. Żadna ze stron nie popędza opowieści. Narrator niespiesznie przeprowadza odbiorcę przez jej kolejne etapy, budując napięcie. Czytając, nie miałam ochoty ponaglać historii, brałam dokładnie tyle, ile chciał dać mi Catchpool. Przyjęłam nadany przez niego spokojny rytm, tak bardzo oddający czasy, w których jeszcze nikt tak nie pędził, jak teraz. Ten sprawnie zbudowany angielski klimat naprawdę sprzyjał smakowaniu treści.
Mimo to historia trzyma w napięciu. Nie dorównuje może ono poziomem thrillerom sensacyjno-psychologicznym, w których akcja zmienia bieg trzy razy na jednej stronie książki. Nie. To napięcie wyważone i umiarkowane. Po tych słowach może się wydawać, że książce brak zwrotów akcji. Spokojnie, jest tu kilka naprawdę ciekawych twistów, które wprowadzają mętlik w głowie.
Morderstwa w Kingfisher Hill to przewrotnie utkana intryga, bowiem już na początku autorka mówi nam „kto zabił”. Szybko jednak się okazuje, że nie jest to tak oczywiste. Aż do końca książki trzeba poczekać na weryfikację tej informacji. Lubię takie historie, gdzie niby już jestem pewna, kto okaże się mordercą i nagle dostaje od pisarza prztyczka w nos. Tak, w takich przypadkach naprawdę lubię się mylić, by być zaskakiwana. Sophie Hannah umiała to zrobić.
Siła dialogów
Autorka stworzoną przez siebie historię w większości opowiedziała błyskotliwymi dialogami. Rozmowy, dobrze skonstruowane pytania i odpowiedzi nadają kształt kolejnym wątkom i odkrywają karty, emocje i intencje bohaterów. A rozmawiają ze sobą bardzo dobrze skonstruowane postaci. Równe, każda z wyraźnym charakterem i jaśnie przedstawionym motywem postępowania. Szczególnie ciekawe są dialogi Herkulesa Poirota z Edwardem Catchpoolem, doskonale odzwierciedlające ich relację: mistrz-uczeń. I dokładnie prezentujące, czasem zdumiewające ścieżki dedukcji detektywa. (Tak, rodzina Agathy Christie przekazała Poirota w naprawdę dobre ręce… Sophie Hannah dała mu nowe życie, ale jednocześnie sprawiła, że ten nadal pozostał sobą).
No i najważniejsze! Dochodzenie do prawdy o tym, kto jest mordercą, odbywa się podczas eleganckiej rozmowy na miejscu zbrodni w grupie ludzi, pośród których każdy jest podejrzany. Totalnie nierealne w rzeczywistości, w której żyjemy, a jednak tak bardzo fascynujące i na miejscu w realiach tej powieści. Na tyle, że po zakończeniu książki przyszedł żal, że zostałam wyproszona z posiadłości w Kingfisher Hill, ponieważ chętnie zostałabym tam znacznie dłużej.
Jeśli Ty masz ochotę przekroczyć jej progi, książkę Sophie Hannah Morderstwa w Kingfisher Hill znajdziesz tutaj. Natomiast poprzednie książki autorki opowiadające o śledztwach Herculesa Poirota czekają na Ciebie pod tym linkiem.
Powiązane artykuły:
Ocena Uli
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
Summary
Morderstwa w Kingfisher Hill to przewrotnie utkana intryga, bowiem już na początku autorka mówi nam „kto zabił”. Szybko jednak się okazuje, że nie jest to tak oczywiste. Aż do końca książki trzeba poczekać na weryfikację tej informacji. Lubię takie historie, gdzie niby już jestem pewna, kto okaże się mordercą i nagle dostaje od pisarza prztyczka w nos. Tak, w takich przypadkach naprawdę lubię się mylić, ponieważ lubię być zaskakiwana. Sophie Hannah umiała to zrobić.