Angelfall – recenzja książki Susan Ee
Książkę Angelfall czytałam do późnych godzin nocnych, wciąż przesuwając godzinę, w której spotkam się z poduszką. W końcu nie byłam w stanie podjąć tej decyzji samodzielnie i ktoś musiał mnie w tym wyręczyć. Mam nadzieję, że to powie Wam nieco, o tym z jaką książką mamy tu do czynienia 🙂
Angelfall autorstwa Susan Ee to futurystyczna, dystopijna wizja świata, w której władzę nad ludźmi przejmują anioły. Ludzie nazywani są małpami i schodzą do podziemia. Ich każdy dzień to walka o przetrwanie w nowej rzeczywistości. Anioły traktują ludzi przedmiotowo, wykorzystują ich do makabrycznych eksperymentów, często powtarzając, że to po prostu zwierzęta. Tak, tak, anioły w tej książce zdecydowanie nie są naszymi stróżami, nie ma w nich niczego, co można określić mianem dobra i zdolności do współczucia. Świat przedstawiony przez Susan jest miejscami naprawdę makabryczny, więc książkę polecam zdecydowanie osobom, o mocnych nerwach. Nie jest to bezbarwna historyjka o końcu świata, ale prawdziwa futurystyczna, ponura wizja końca ludzkości. A gdzie w tym wszystkim są nasi bohaterowie?
Główna bohaterka, Penryn, musi niezwykle szybko dorosnąć jak na kogoś, kto ma zaledwie siedemnaście lat. Ma na swojej głowie mnóstwo problemów. Koniec świata i przejęcie władzy nad ludzkością przez anioły, to tylko jedna z jej trosk. Musi także opiekować się swoją rodziną: matką, która ma problemy natury psychicznej i wciąż wszędzie widzi demony oraz siostrzyczką, która ma zaledwie 7 lat i jest sparaliżowana. Penryn jest z natury wojownikiem, jedną z rzeczy, być może jedynych, którą można uznać za wartościowy prezent od matki, były wieloletnie nauki samoobrony, które Penryn wielokrotnie ocalą życie w przyszłości. Podobnie jak wielu ludzi, będzie walczyła o przetrwanie, ukrywając się zarówno przed aniołami, innymi przedstawicielami swojej własnej rasy jak i całą masą innych stworzeń, które tylko czekają na smakowity kąsek, jakim są ludzie. Cały świat jest w ruinie, ludzie porzucili swoje domy, samochody i właśnie penetrując opuszczone domostwa udaje się Penryn i jej rodzinie przetrwać, chociaż żywią się często kocim jedzeniem.
Penryn jest świadkiem walki aniołów. Scena, w której jednemu z nich odcinają skrzydła, tak ją paraliżuje i fascynuje jednocześnie, że zapomina o tym, że musi się schronić. Tak poznaje Raffe – anioła, który zostaje porzucony przez pobratymców na pewną śmierć. Ciekawość Penryn ma jednak swoją cenę, anioły dostrzegają ją i porywają jej małoletnią siostrę. Od tej pory zaczyna się walka dziewczyny o znalezienie małej Paige, w tym celu musi współpracować z umierającym aniołem i zrobić wszystko, żeby przetrwał i pomógł jej znaleźć siostrę.
Uwielbiam książki, w której relacja romantyczna między dwojgiem bohaterów nie jest lekka i przyjemna. Między Penryn i Raffe nie buchają fajerwerki, ale prawdziwa, wzajemna niechęć. Ona nienawidzi całej jego rasy, on chciałby się już od niej uwolnić i ruszyć w drogę, w celu odzyskania utraconych skrzydeł. Jednak Penryn nie może go stracić, uważa, że jest on kluczem do uwolnienia Paige. W czasie wspólnej podróży odkrywają, że z jakiegoś dziwnego powodu, zaczynają się o siebie troszczyć i tak rodzi się więź… należy dodać, że zakazana w świecie aniołów.
Książka z początku nie budziła mojego entuzjazmu. Pierwsze strony były dosyć interesujące, ale brnęłam przez nie bez przekonania. Jednak im dalej zagłębiałam się w opowiadaną historię, tym bardziej zaczynała mnie wciągać. Autorka książki operuje doskonałymi opisami, nie stroniąc wcale od czarnego humoru. Poznajemy historię z perspektywy Penryn i to jej oczami obserwujemy świat. To, co będzie widziała nie będzie miłe ani proste, jednak Susan przekona nas do swojej opowieści, wciągnie jak tornado, a my będziemy się kręcić i kręcić, aż do końca nie mogąc się zatrzymać. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy przygód Penryn. Książkę w 100% polecam. Mam nadzieję, że moja recenzja Angelfall, przekona Was do sięgnięcia po tę książkę, bo autorka tej powieści całkowicie na to zasługuje. To lektura, którą warto zabrać na wakacje, schować się pod jakimś drzewem i powiedzieć rodzinie, że na kilkanaście godzin Was po prostu nie ma. W końcu będziecie mieli inne sprawy na głowie… jak walkę na śmierć i życie o każdy pojedynczy dzień i skrywanie uczuć, które zaczynają kiełkować na jałowej ziemi.
Przeczytaj również: