CzytelniaLiteratura obyczajowaPolecamyZapowiedzi i nowości

Po tamtej stronie chmur. Nowość dla miłośników romantycznych historii [fragment książki]

Tomasz Betcher rozpina akcję swojej najnowszej powieści między czasem II wojny światowej a współczesnością. Książka Po tamtej stronie chmur jest wzruszającą sagą rodzinną z elementami romansu.

Po tamtej stronie chmur - romans z historią w tle

Po tamtej stronie chmur Tomasza Betchera

Autor z jednej strony skupia się na historii braci, którzy byli lotnikami w czasie wojny. Historyczne i życiowe zawirowania sprawiły, że znaleźli się po przeciwnych stronach politycznego konfliktu.

Z drugiej, bohaterkami Po tamtej stronie chmur są Magda i Wiktoria. Wiemy, że to wnuczki jednego z braci. Którego? To będziemy musieli odkryć podczas lektury.

Emocje, romans, trudne wybory… To książka dla czytelników, którzy szukają poruszających historii.

Przeczytaj fragment powieści Po tamtej stronie chmur

Po tamtej stronie chmur - okładka książki

Po tamtej stronie chmur

Tomasz Betcher

Wydawnictwo W.A.B.

***

– Nazywam się Bury-Steinke – powiedział któregoś poranka, jeszcze zanim otworzył oczy, a właściwie tylko jedno z nich. Druga powieka skleiła się od wydzieliny, co nadawałoby jego twarzy nieco zabawny wyraz, gdyby nie blizna po oparzeniu, która pokrywała znaczną część policzka i skroni.

Magda podniosła wtedy wzrok znad opasłego tomiszcza Kinga i spojrzała ze zdziwieniem na dziadka. Mimo że trzeci dzień jej pobytu w Oliwie zaczynał dobiegać końca, nie przyzwyczaiła się jeszcze do nagłych zmian nastroju seniora. To nawet nie było dobre określenie. Nie chodziło bowiem o sam nastrój. Wyglądało to tak, jakby nagle w głowie dziadka jakiś trybik przeskakiwał na inne tory i Edward Kamiński stawał się całkiem innym człowiekiem. Widocznie demencja postępowała szybciej, niż Magda podejrzewała.

– Nazywasz się Edek Kamiński. – Wnuczka poprawiła się na krześle. Dopiero teraz, kiedy poczuła odrętwiałe pośladki, zdała sobie sprawę, ile czasu spędziła w jednej pozycji. Nasączyła wacik solą fizjologiczną i przemywała powiekę, dopóki ta nie rozkleiła się, ukazując mętną źrenicę. – Jesteś w swoim domu, w Gdańsku, pamiętasz?

Mężczyzna spojrzał na nią uważnie, jakby chciał osądzić, czy padł ofiarą żartu. W końcu przymknął powieki, starając się ułożyć myśli. Jego pierś unosiła się miarowo. Magda odłożyła książkę na komodę i przeszła się po pokoju, by rozprostować kości.

– Nic nie rozumiesz. – Dziadek przełknął głośno ślinę. W jego głosie nie było nawet cienia irytacji. – Naprawdę nazywam się Bury-Steinke.

– Tak, dziadku. Mówiłeś – przytaknęła, żeby nie prowokować kłótni. Ze stolika nocnego, zastawionego lekarstwami i plastikowymi kubeczkami do ich podawania, wzięła termometr na podczerwień i skierowała go na pobrużdżone zmarszczkami czoło. Po chwili okienko kontrolne zaświeciło na zielono, wskazując właściwą temperaturę. Potrząsnęła urządzeniem i zmierzyła jeszcze raz. Wynik był identyczny.

– Wiesz, co mają wspólnego starcy i małe dzieci? – chropowaty głos Edwarda Kamińskiego był dziś słabszy niż zwykle.

– No?

– Walą w pieluchy, potrzebują pomocy przy jedzeniu i nikt nie bierze na poważnie tego, co mówią. Przy czym te dwa pierwsze da się jeszcze jakoś znieść.

Magda westchnęła ciężko i spojrzała na leżącego w białej pościeli mężczyznę. Choć był jej dziadkiem, znali się słabo. Z dzieciństwa pamiętała jego twarz, której się bała, dopóki nie osiągnęła wieku szesnastu czy siedemnastu lat. Wielka blizna po poparzeniu ciągnęła się od obojczyka, przez policzek i skroń, a kończyła na zakolu czoła. Zagojona skóra była napięta i lśniąca, poukładana w kombinację fałd i dołków, przemieszczających się, kiedy dziadek mówił. Nadal nadawała jego twarzy nieprzyjemny wyraz. Dopiero teraz Magda Wolska zdała sobie sprawę, że nigdy nie dowiedziała się, skąd dziadek ją ma. Zrobiło się jej żal staruszka.

– Nie chciałam cię urazić – powiedziała pojednawczo, siadając w nogach łóżka. – Po prostu czasami masz gorsze dni i wtedy opowiadasz dziwne rzeczy. Wyglądało to tak, jakby żuł gumę. Odezwał się, dopiero kiedy przełknął ślinę.

– Możliwe, całkiem możliwe – potwierdził, ku zdziwieniu wnuczki. Jego głos tym razem brzmiał lepiej. – Ale chyba wiem, do diaska, jak się nazywam.

Magda nie skomentowała. Podniosła się z łóżka i przygotowała dziadkowi porcję leków, które senior łyknął bez słowa, popijając szklanką wody z miodem, którą od zawsze kazał przygotowywać sobie na rano. Na szczęście nie wracał więcej do tematu swojego nazwiska. Zanim zabrała się za zmianę pościeli i sprzątanie pokoju, zaprowadziła dziadka na taras. Otworzyła na oścież wychodzące na ogród okno i postawiła w nim adapter. Był tutaj, od kiedy pamiętała, ale dopiero niedawno zaczęła go używać. Do tej pory wszyscy sądzili, że nie działa. Nastawiła płytę Franka Sinatry, przygotowała dziadkowi herbatę z malinami i posadziła go na pluszowym fotelu, okrywając nogi ciepłym pledem. Dopiero po wypełnieniu codziennego rytuału mogła zabrać się za obowiązki.

 

Nową powieść Tomasza Betchera znajdziesz tutaj: Po tamtej stronie chmur.

Sprawdź też: