Hej, hej! Dziś przed Wami recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty. Tego typu powieści to zupełnie nie moje klimaty. Jednak raz na jakiś czas lubię sięgnąć po literaturę, na którą zazwyczaj nie zwracam uwagi. Po co? Z czystej ciekawości i po części może też dlatego, żeby nie wypaść z obiegu. Lubię orientować się, co w trawie piszczy i na punkcie jakich powieści z danego gatunku wariują dziś Czytelnicy.

Jestem żoną terrorysty to bestseller autorki, która już wyspecjalizowała się w pisaniu o Bliskim Wschodzie. Co ciekawe, pisarka jest Polką, ukrywającą się pod pseudonimem. Dlaczego tak? Ponieważ sama jest żoną szejka i obecnie przebywa na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Trudno spodziewać się jego entuzjazmu, gdyby dowiedział się, że to właśnie jego żona pisze tego typu powieści.

Recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty – od początku

Szczerze przyznaję, że recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty nie należy do najłatwiejszych. Mam do niej mieszane uczucia i trudno mi jest jednoznacznie stwierdzić, czy książka była okej, czy jednak nie. Być może byłoby odrobinę łatwiej, gdybym interesowała się podobną literaturą.

W związku z tym zacznę od początku. Przebrnięcie przez pierwsze 170 stron było dla mnie nie lada wyzwaniem. Uwaga: może być trochę spojlerów. Ponieważ początkowe rozdziały dotyczą wakacji głównej bohaterki, Klaudii, w Maroku. Tam, klasycznie, pojawia się przystojny Raszid i cieszą się swoim towarzystwem. W tym miejscu muszę oddać autorce, że po opisach wybranych miast Maroka i marokańskich klimatów, widać, że zna się na rzeczy i wie, o czym pisze. Co do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Chodzi jednak o sam wątek fabularny. To już zupełnie nie moja bajka…

Pojawia się przystojny Marokańczyk, świetne wakacje, upojne chwile, miłość od pierwszego wejrzenia. Jasne, rozumiem, wakacyjny klimat sprzyja miłosnym uniesieniom. Zwłaszcza kiedy bohaterka miała za sobą utratę pracy i zakończony związek. Jednak to, jak potoczyły się losy kochanków w ciągu wakacji w Maroku, w ogóle do mnie nie przemawiało. Drażniły mnie również rozmowy telefoniczne, które Klaudia odbywała ze swoją przyjaciółką, Elizą. Były tak suche i drętwe, że zawsze po tych fragmentach zastanawiałam się, po co właściwie one są? No nic, lecimy dalej…

Recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty – im dalej, tym lepiej?

Sama historia była dla mnie bardzo, ale to bardzo naiwna. Kto po 3 czy 4 tygodniach znajomości leci do człowieka, do Londynu i zdaje się zupełnie na jego łaskę? Naprawdę nie mogłam miejscami uwierzyć w tę historię i miałam dość totalnej naiwności Klaudii. Uwaga, spoiler. No i jeszcze ten nagły ślub, na który zdecydowała się w ciągu dwóch dni. To aż trudno uwierzyć, że ludzie potrafią być tak lekkomyślni. Nawet zakochani. Wierzę, że takie przypadki mają miejsce. Zwłaszcza że autorka inspiruje się prawdziwymi historiami ludzi, z którymi rozmawiała i spotkała. Jednak mam też zupełnie inne wyobrażenie takich sytuacji niż te, zaprezentowane w książce. Tu zdecydowanie czegoś mi zabrakło, przez co skupiałam się tylko na tym, że postać bohaterki jest po prostu słodką idiotką, a cała historia brzmiała niewiarygodnie i słabo.

Recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty – diametralna zmiana

Gdzieś około dwusetnej strony coś w końcu zaczyna się dziać. I tutaj szok. Dopiero kiedy w książce pojawia się bezpośrednio temat dotyczący ISIS, terrorystów i małych dzieci „lwiątek kalifatu”, autorka pokazuje swój literacki talent. Zgadza się. Ponieważ to właśnie w tych fragmentach wyraźnie widać, że pisarka doskonale wie, o czym pisze. Sposób narracji różnił się do tego stopnia, iż odnosiłam wrażenie, że drugą część książki napisał ktoś zupełnie inny. Z tego powodu w mojej głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl. Ta książka powinna dotyczyć tylko tego, co dzieje się od momentu (spoiler) utknięcia Klaudii i Elizy w podziemiach. No, może plus jeszcze trochę tych fragmentów z wcześniej, gdzie również już pojawia się temat ISIS i indoktrynacji od najmłodszych lat. Naprawdę, wystarczyłby jakiś dłuższy prolog, przedstawiający wydarzenia przed tym. Wtedy jednak książka pewnie nie osiągnęłaby odpowiedniej liczby stron do druku…

Okej, ktoś może powiedzieć mi, że pierwsza część, ta idylliczna była po to, żeby kontrast między złem a dobrem był wyraźniejszy i bardziej szokujący. I ja to rozumiem, naprawdę. Ale to sprawdza się tylko wtedy, kiedy autorka naprawdę ma na to pomysł i potrafi to opisać, tak, by nie zanudzić czytelnika. Ja nudziłam się bardzo. Dokuczały mi nieumiejętnie stosowane równoważniki zdań, które w dodatku często się powtarzały. Nie ułatwiało mi to wcale odbioru tej historii. Ani nie tworzyło zamierzonego klimatu. Tym samym jak najszybciej przerzucałam kolejne strony, bo już tylko mieć to za sobą.

Recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty – podsumowanie

Jak już pisałam recenzja książki pt. Jestem żoną terrorysty nie należała do najłatwiejszych. Żeby więc było sprawiedliwie, podzieliłam sobie tę historię na dwie części. Pół naprawdę dobrej książki, która szokowała i pół totalnie nudnej. W związku z tym tak prezentuje się moja ocena tej powieści. Dodam jeszcze, że jeśli tego typu literatura to Wasze klimaty, możecie śmiało po nią sięgnąć. Jeśli książka do Waszych rąk trafi przez przypadek, możecie mieć problem z przebrnięciem przez jej początek. Myślę jednak, że ostatecznie warto się przemęczyć, by dotrzeć do tych naprawdę interesujących fragmentów.

Ocena Pauliny
  • 5/10
    Jak mocno książka mnie wciągnęła? - 5/10
  • 6/10
    Jak oceniam styl pisania, język i warsztat autora? - 6/10
  • 5/10
    Czy warto przeczytać tę książkę ponownie? - 5/10
  • 5/10
    Jak oceniam konstrukcję bohaterów? - 5/10
5.3/10

Fragment recenzji

Dopiero kiedy w książce pojawia się bezpośrednio temat dotyczący ISIS, terrorystów i małych dzieci „lwiątek kalifatu”, autorka pokazuje swój literacki talent. Zgadza się. Ponieważ to właśnie w tych fragmentach wyraźnie widać, że pisarka doskonale wie, o czym pisze. Sposób narracji różnił się do tego stopnia, iż odnosiłam wrażenie, że drugą część książki napisał ktoś zupełnie inny.