Baśń o wężowym sercu. Recenzja książki Radka Raka
![Baśń o wężowym sercu. Recenzja książki Radka Raka](http://coprzeczytac.pl/wp-content/uploads/2020/12/Obrazek-wyróżniający-1050x600-52-750x375.png)
Powiadają, że obok tej książki nie można przejść obojętnie. Że kto raz ją przeczyta, tego sercem zawładnie ona już na zawsze. Są też tacy, którzy mówią o niej rzeczy całkiem inne. Czy moje serce przepadło? Zdecydowanie tak. I czuję się z tym świetnie! Dziś na tapet biorę Baśń o wężowym sercu. Recenzja, którą macie przed sobą, nie zdradza zbyt wiele z fabuły, więc jeśli jeszcze nie czytaliście nowej książki Radka Raka, to możecie bez obaw zerknąć dalej.
Baśń o wężowym sercu. Recenzja
Na początek pozwólcie, że załatwię „formalności” i napiszę o uznaniu, jakie Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli zyskała w świecie literackim. Radek Rak otrzymał za nią Nagrodę Literacką Nike, Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, Nagrodę Literacką im. Jerzego Żuławskiego oraz nominację do Nagrody Literackiej Gdynia.
Myślę, że o słuszności przyznania tylu wyróżnień dodatkowo świadczy fakt, że Baśń bardzo trudno jest ostatnio dostać, ponieważ nakład rozszedł się w błyskawicznym tempie. Czytelnicy dosłownie rzucili się na tę powieść. I wcale mnie to nie dziwi.
Baśń rządzi się swoimi prawami
Pewnie dość kłopotliwa dla współczesnych odbiorców sprawa z Baśnią jest taka, że nie tak łatwo zamknąć ją w sztywnych ramach konkretnego gatunku. Owszem, w tytule jasno stoi, że jest to baśń, ale w wielu miejscach określa się ją także jako powieść. Niezwykłe jest według mnie to, że dostajemy ją w formie pisanej, a każdy rozdział rozpoczyna się od słów „Powiadają, że”. Tak jakby ta historia sama prosiła się o bycie opowiedzianą, przekazaną dalej, z ust do ucha. I tak też się ją czyta, jakby słuchało się gawędy, którą każdego kolejnego dnia po kawałku snuje doświadczony bajarz. Tu wplecie fragment ludowej pieśni, tam zaczerpnie z legendy, innym razem dorzuci swoje trzy grosze. Z takiej opowieści powstaje przepiękna, wielobarwna mozaika.
Jak to często z gawędami bywa, tak i w Baśni odnajdziemy mnóstwo wątków, które przeplatają się ze sobą i zahaczają o siebie jak korzenie w gęstym lesie. Oczywiście mamy główną linię fabuły, czyli historię Jakóba Szeli, jednak ona także opleciona jest mnóstwem pobocznych opowiastek. Co ważne, chociaż Szela jest postacią historyczną, to nie zgodność z faktami ma w opowieści największe znaczenie. Postać i życie Szeli stają się kluczem do otwarcia się na uniwersalne prawdy o człowieku.
Książka jest podzielona na dwie części: Serce i Chamy. Pierwsza część kończy się w momencie, w którym Jakóbowi udaje się dostać na pański dwór. Zgodnie z obietnicą ze wstępu nie chcę psuć zabawy osobom, które jeszcze nie czytały książki, nie będę więc wdawać się w szczegóły fabularne, aby nie zdradzić zbyt dużo.
Pół na pół: fakty
Fakty i fantazja balansują w tej powieści jak szalki wagi.
Po stronie faktów mamy między innymi głównego bohatera, Jakóba Szelę – chłopa, który przewodniczył rabacji i rzezi szlachty wiosną 1846 roku. Głównym antagonistą Jakóba jest jaśniepan Wiktoryn, stojący niejako na czele szlacheckiego rodu Boguszów. Kroniki odnotowują, że Szela przez długie lata pozostawał w sporze z familią Boguszów. W książce konflikt ten zyskuje jednak całkiem inny wymiar, niż miało to miejsce w rzeczywistości.
Na szali faktów możemy położyć także realia codziennego życia bohaterów powieści.
Panowie żyją z niewolniczej pracy chłopów, nie chcąc słyszeć o żadnych reformach ani carskich dekretach, które mogłyby zburzyć taki stan rzeczy. Planują powstanie przeciw cesarstwu, wzrasta w nich poczucie przynależności narodowej, rozwija się duch patriotyzmu. Z kolei chłopi zamieszkujący Galicję (nie bez przyczyny zwaną „Golicją”) żyją pod podwójnym jarzmem. Z jednej strony pod butem panów, których utrzymują swoją katorżniczą pracą, z drugiej pod batem cesarstwa, które robi z nich żywe mięso armatnie, jednocześnie mamiąc obietnicami poprawy losu. Ludzie zmagają się z wszechobecną biedą i głodem, nie interesuje ich wielka polityka. W końcu czara goryczy przelewa się i dochodzi do rabacji.
Pół na pół: fantazja
Po stronie fantazji znajdziemy postaci nie z tego świata, które jednak mają wielki wpływ na rzeczywistość w powieści. Wśród nich jest czarująca Malwa o przezroczystych włosach, i tańcząca bez opamiętania Żydówka Chana. Niedaleko wsi mieszka dwoje tajemniczych, połączonych w dziwny sposób pustelników: Sława i Zły Człowiek. Gdzieś daleko, głęboko pod ziemią śpi mityczny i majestatyczny Wężowy Król, którego serce potrafi zdziałać cuda. W szykach bohaterów ciągle mącą Amazarak i Azaradel, czyli nierozłączny duet diabłów. Nie ustępuje im w tym również czarny kocur Kocmołuch (który ewidentnie musi mieć w papierach jakieś pokrewieństwo z Behemotem).
Mimo tego pozornego podziału, w Baśni o wężowym sercu nic nie jest czarno-białe. Dobro i zło toczą ze sobą walkę i przenikają się w całym świecie. Każdy ma w sobie coś i z chama i z pana, i z magii i z przyziemności. Wierzenia ludowe czy pogańskie przeplatają się z religiami: chrześcijaństwem i judaizmem. Nie ma granic między duchowością i fizycznością, prawdą i bujdą, historią i mitem. A mimo to, świat nie pogrąża się w chaosie, lecz trwa nadal, podążając za swymi odwiecznymi prawami.
Dlaczego straciłam serce?
Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli to książka, którą można czytać wiele razy, za każdym razem odkrywając w niej coś nowego. Mimo osadzenia w bardzo konkretnym momencie historii jest to opowieść uniwersalna. Dotyczy prawd i uczuć, z którymi ponad półtora wieku temu mierzył się pańszczyźniany chłop i dworski pan, a odkryje je w sobie i człowiek XXI wieku, żyjący w technologicznej, globalnej wiosce.
Uwielbiam realizm magiczny, prozę z pogranicza poezji, wątki fantastyczne i oniryczne, nic więc dziwnego, że Baśń skradła moje serce. Doceniam tę opowieść także za język. Tu chylę czoła przed Radkiem Rakiem, który mistrzowsko oddał klimat epoki, posługując się archaizmami i jidyszyzmami (mój ulubiony ajneklajnemiteszmok!) w sposób, który wyklucza jakąkolwiek sztuczność stylizacji. Baśń czyta się świetnie!
Wielką zaletą książki jest dla mnie również humor (w tym autoironiczne wstawki pisarza i prztyczki w nos czytelnika: „Powiadają, że opowiadanie baśni to zajęcie głupców. Większymi głupcami są tylko ci, co tych bajęd słuchają.”), a także świetnie wplecione w treść „smaczki”, takie jak odniesienia do innych autorów (z miejsca mogę tu wymienić m.in. Tolkiena, Sapkowskiego i Bułhakowa, a z pewnością znajdzie się ich znaaacznie więcej).
Baśń o wężowym sercu. Podsumowanie recenzji
Książkę polecam czytelnikom, którzy w naszym poszarpanym na fragmenty świecie obrazków, krótkich tekstów i szybkich newsów chcą zanurzyć się w słowach, szukają prawdziwej, przenikającej do głębi opowieści. Tym, którzy w dzieciństwie potrafili dostrzegać w świecie elementy baśniowości i teraz tęsknią za tym poczuciem niesamowitości.
Tak Wam powiadam, ale ludzie różne bajędy plotą… Czy sobie tego wszystkiego nie zmyśliłam?
Przekonajcie się sami! Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli Radka Raka znajdziecie TUTAJ (jeśli kolejny nakład nie rozszedł się w mgnieniu oka jak poprzednie).
Zobacz także:
Moja ocena
-
10/10
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Mimo tego pozornego podziału, w Baśni o wężowym sercu nic nie jest czarno-białe. Dobro i zło toczą ze sobą walkę i przenikają się w całym świecie. Każdy ma w sobie coś i z chama i z pana, i z magii i z przyziemności. Wierzenia ludowe czy pogańskie przeplatają się z religiami: chrześcijaństwem i judaizmem. Nie ma granic między duchowością i fizycznością, prawdą i bujdą, historią i mitem. A mimo to, świat nie pogrąża się w chaosie, lecz trwa nadal, podążając za swymi odwiecznymi prawami.