I ślubuję ci – recenzja książki Magdaleny Chrzanowskiej
Cześć! Dziś przed wami recenzja książki pt. I ślubuję ci Magdaleny Chrzanowskiej. Pozycja ta zdecydowanie zwróci uwagę miłośniczek romansów współczesnych, ale też powieści obyczajowych. Niech was nie zmyli okładka! Bo chociaż widnieje na niej sielski obraz polskiej wsi i młoda dama buszująca w zbożu, opowieść ta jest o dojrzałej miłości. A główną bohaterką jest kobieta, która, zdawać by się mogło, lata miłosnych uniesień i zawirowań ma już za sobą.
I ślubuję Ci – czy miłość to domena młodości?
Autorka udowadnia, że zdecydowanie tak nie jest. Co więcej, w życiu też nietrudno znaleźć osoby w naszym otoczeniu, które zakochały się, mając 45 czy 50 lat. To uczucie nie wybiera, wiek nie jest dla miłości ważny. Magdalena Chrzanowska pięknie pisze o uczuciach i rozterkach bohaterki, Joli. Joli, która zdawać by się mogło, utknęła u boku zdradzającego ją męża, w domu teściów, którzy są nadopiekuńczy w stosunku do syna i bezwzględni wobec synowej. Czy mając dorosłe dzieci, tuzin obowiązków w gospodarstwie domowym na głowie i brak perspektyw na wyrwanie się z tego młyna, istnieje choćby cień szansy na zmianę? Co powiedzą sąsiedzi? Rodzina? Przecież to nie wypada, przecież miejsce kobiety jest w domu, w kuchni, przy mężu. To na głowie Joli są wszelkie domowe obowiązki i usługiwanie mężowi. Tak została wychowana, tak się nauczyła i do tego się przyzwyczaiła. Jak tu znaleźć siłę na walkę o siebie i lepsze jutro?
Chociaż droga Joli do szczęścia nie jest łatwa, czytelnik śledzi ją z ciekawością. Książka miejscami wzbudza skrajne uczucia przez niesympatyczne (to mało powiedziane) postacie tu występujące. Jak dla mnie jednak to ważny element całej historii. Jeśli są emocje, to znaczy, że charakter bohatera został stworzony dobrze, przez co nabiera on realnego kształtu.
I ślubuję ci – podsumowanie recenzji
Akcja powieści rozgrywa się na wschodzie Polski, w niewielkiej wsi. Autorka podkreśla na każdym kroku, jak to teściowa bohaterki czy inni starsi bohaterowie wyrażają się ze śpiewnym, wschodnim akcentem. W moim odczuciu jest to zupełnie niepotrzebne. To znaczy, można oczywiście o tym wspomnieć, ale akcentowanie tego przy niemal każdym dialogu, mija się z celem. Zwłaszcza kiedy same dialogi tych osób odbywają się z użyciem gwary. Ponieważ ci, którzy nigdy nie mieli okazji usłyszeć tej wschodniej mowy i cudownego zaśpiewu i tak nie będą w stanie do końca wyobrazić sobie, jak to brzmi. A mnie, jako czytelnika, po prostu uwierało czytanie co chwilę: „zaciągnęła śpiewnie”, „przeciągnęła”, „powiedział ze wschodnim zaśpiewem” itp.
Jak jednak wspomniałam na początku, historia sama w sobie ma coś, co wciąga. Moim zdaniem to, mimo trudów, z którymi mierzy się główna bohaterka, pokrzepiająca opowieść w sam raz na zimowe wieczory.
Ocena Pauliny
-
7/10
-
7/10
-
7/10
-
8/10
Fragment recenzji
To na głowie Joli są wszelkie domowe obowiązki i usługiwanie mężowi. Tak została wychowana, tak się nauczyła i do tego się przyzwyczaiła. Jak tu znaleźć siłę na walkę o siebie i lepsze jutro?