Mam faceta i mam… problem to kolejna książka w dorobku pani Katarzyny Miller, cenionej psychoterapeutki. Suzan Giżyńska z kolei, współautorka książki, jest reżyserem i cypywriterem spotów reklamowych, a także coachem. Obie panie wzięły na tapet związki i problemy damsko-męskie. Bo znalezienie właściwego partnera to dopiero początek drogi do udanego związku.
Mam faceta i mam… problem – parę słów wprowadzenia
Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, poświęconych różnym sferom związków. Na początku poznajemy konkretne historie kobiet, które to historie są punktem wyjścia, a potem zostają one przez autorki przegadane. Poznajemy tu naprawdę wachlarz zachowań zarówno kobiet, jak i mężczyzn w związkach. Zdrady, brak zainteresowania, nieciekawe relacje z rodziną czy też problemy spowodowane skrzywdzeniem w dzieciństwie.
Mam faceta i mam… problem – recenzja
Książka z założenia jest poradnikiem dla kobiet. Jak już wyżej napisałam, punktem wyjścia rozmów autorek są przykłady wzięte z życia. Również pani Katarzyna i pani Suzan dzielą się swoimi doświadczeniami. Ich dyskusje czyta się bardzo przyjemnie, używają dość potocznego języka, bez naukowego zacięcia. Wyciągają często wnioski z tych historii, co się tam dzieje, dlaczego. Ale osią książki miały być odpowiedzi na nurtujące pytania, jak chociażby: jak się komunikować z partnerem, jak pogodzić swoje często odmienne nawyki. No niekoniecznie je znalazłam. Czasem odnosiłam wręcz wrażenie, że to kobiety z tych opowieści mają problem ze sobą i szukają dziury w całym, a ich faceci są całkiem w porządku.
Ciekawym cytatem, który sobie pozwoliłam zakreślić, chciałabym się z Wami podzielić:
To nie facet ma przyjechać na białym koniu i uratować cię, ale sama musisz się uratować. Wymaga to jednak świadomości i poczucia tożsamości. Musisz wiedzieć, kim jesteś, a nie czekać, aż ktoś ci pokaże lepsze lustro i twoje korzystne odbicie.
Bardzo dobrze, że autorki książki mówią o tym, że właśnie najważniejsze jest zrozumienie siebie i swoich potrzeb, by nie szukać w związku wybawienia. Całe szczęście, że ostatni rozdział książki „Happy end” to historie szczęśliwych związków, bo trochę zaczęłam wątpić. 😉
Podsumowując – książkę czyta się całkiem przyjemnie, lekko, ale jeśli ktoś szuka konkretnych porad podanych na tacy, to raczej ich nie znajdzie. Czytajcie, ale z lekkim przymrużeniem oka. Gdybyście mieli chętkę na poradniki innego typu, to w tym miejscu znajdziecie nasze propozycje.
Książkę znajdziecie tutaj.
Moja ocena
-
8/10
-
8/10
-
6/10
-
6/10
Fragment recenzji
Autorki wzięły na tapet związki i problemy damsko-męskie. Bo znalezienie właściwego partnera to dopiero początek drogi do udanego związku. Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, poświęconych różnych sferom związków. Na początku poznajemy konkretne historie kobiet, które to historie są punktem wyjścia, a potem zostają one przez autorki „przegadane”. Poznajemy tu naprawdę wachlarz zachowań zarówno kobiet, jak i mężczyzn w związkach.