Baśń o wężowym sercu. Recenzja książki Radka Raka
Powiadają, że obok tej książki nie można przejść obojętnie. Że kto raz ją przeczyta, tego sercem zawładnie ona już na zawsze. Są też tacy, którzy mówią o niej rzeczy całkiem inne. Czy moje serce przepadło? Zdecydowanie tak. I czuję się z tym świetnie! Dziś na tapet biorę Baśń o wężowym sercu. Recenzja, którą macie przed sobą, nie zdradza zbyt wiele z fabuły, więc jeśli jeszcze nie czytaliście nowej książki Radka Raka, to możecie bez obaw zerknąć dalej.
Baśń o wężowym sercu. Recenzja
Na początek pozwólcie, że załatwię „formalności” i napiszę o uznaniu, jakie Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli zyskała w świecie literackim. Radek Rak otrzymał za nią Nagrodę Literacką Nike, Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, Nagrodę Literacką im. Jerzego Żuławskiego oraz nominację do Nagrody Literackiej Gdynia.
Myślę, że o słuszności przyznania tylu wyróżnień dodatkowo świadczy fakt, że Baśń bardzo trudno jest ostatnio dostać, ponieważ nakład rozszedł się w błyskawicznym tempie. Czytelnicy dosłownie rzucili się na tę powieść. I wcale mnie to nie dziwi.
Baśń rządzi się swoimi prawami
Pewnie dość kłopotliwa dla współczesnych odbiorców sprawa z Baśnią jest taka, że nie tak łatwo zamknąć ją w sztywnych ramach konkretnego gatunku. Owszem, w tytule jasno stoi, że jest to baśń, ale w wielu miejscach określa się ją także jako powieść. Niezwykłe jest według mnie to, że dostajemy ją w formie pisanej, a każdy rozdział rozpoczyna się od słów „Powiadają, że”. Tak jakby ta historia sama prosiła się o bycie opowiedzianą, przekazaną dalej, z ust do ucha. I tak też się ją czyta, jakby słuchało się gawędy, którą każdego kolejnego dnia po kawałku snuje doświadczony bajarz. Tu wplecie fragment ludowej pieśni, tam zaczerpnie z legendy, innym razem dorzuci swoje trzy grosze. Z takiej opowieści powstaje przepiękna, wielobarwna mozaika.
Jak to często z gawędami bywa, tak i w Baśni odnajdziemy mnóstwo wątków, które przeplatają się ze sobą i zahaczają o siebie jak korzenie w gęstym lesie. Oczywiście mamy główną linię fabuły, czyli historię Jakóba Szeli, jednak ona także opleciona jest mnóstwem pobocznych opowiastek. Co ważne, chociaż Szela jest postacią historyczną, to nie zgodność z faktami ma w opowieści największe znaczenie. Postać i życie Szeli stają się kluczem do otwarcia się na uniwersalne prawdy o człowieku.
Książka jest podzielona na dwie części: Serce i Chamy. Pierwsza część kończy się w momencie, w którym Jakóbowi udaje się dostać na pański dwór. Zgodnie z obietnicą ze wstępu nie chcę psuć zabawy osobom, które jeszcze nie czytały książki, nie będę więc wdawać się w szczegóły fabularne, aby nie zdradzić zbyt dużo.
Pół na pół: fakty
Fakty i fantazja balansują w tej powieści jak szalki wagi.
Po stronie faktów mamy między innymi głównego bohatera, Jakóba Szelę – chłopa, który przewodniczył rabacji i rzezi szlachty wiosną 1846 roku. Głównym antagonistą Jakóba jest jaśniepan Wiktoryn, stojący niejako na czele szlacheckiego rodu Boguszów. Kroniki odnotowują, że Szela przez długie lata pozostawał w sporze z familią Boguszów. W książce konflikt ten zyskuje jednak całkiem inny wymiar, niż miało to miejsce w rzeczywistości.
Na szali faktów możemy położyć także realia codziennego życia bohaterów powieści.
Panowie żyją z niewolniczej pracy chłopów, nie chcąc słyszeć o żadnych reformach ani carskich dekretach, które mogłyby zburzyć taki stan rzeczy. Planują powstanie przeciw cesarstwu, wzrasta w nich poczucie przynależności narodowej, rozwija się duch patriotyzmu. Z kolei chłopi zamieszkujący Galicję (nie bez przyczyny zwaną „Golicją”) żyją pod podwójnym jarzmem. Z jednej strony pod butem panów, których utrzymują swoją katorżniczą pracą, z drugiej pod batem cesarstwa, które robi z nich żywe mięso armatnie, jednocześnie mamiąc obietnicami poprawy losu. Ludzie zmagają się z wszechobecną biedą i głodem, nie interesuje ich wielka polityka. W końcu czara goryczy przelewa się i dochodzi do rabacji.
Pół na pół: fantazja
Po stronie fantazji znajdziemy postaci nie z tego świata, które jednak mają wielki wpływ na rzeczywistość w powieści. Wśród nich jest czarująca Malwa o przezroczystych włosach, i tańcząca bez opamiętania Żydówka Chana. Niedaleko wsi mieszka dwoje tajemniczych, połączonych w dziwny sposób pustelników: Sława i Zły Człowiek. Gdzieś daleko, głęboko pod ziemią śpi mityczny i majestatyczny Wężowy Król, którego serce potrafi zdziałać cuda. W szykach bohaterów ciągle mącą Amazarak i Azaradel, czyli nierozłączny duet diabłów. Nie ustępuje im w tym również czarny kocur Kocmołuch (który ewidentnie musi mieć w papierach jakieś pokrewieństwo z Behemotem).
Mimo tego pozornego podziału, w Baśni o wężowym sercu nic nie jest czarno-białe. Dobro i zło toczą ze sobą walkę i przenikają się w całym świecie. Każdy ma w sobie coś i z chama i z pana, i z magii i z przyziemności. Wierzenia ludowe czy pogańskie przeplatają się z religiami: chrześcijaństwem i judaizmem. Nie ma granic między duchowością i fizycznością, prawdą i bujdą, historią i mitem. A mimo to, świat nie pogrąża się w chaosie, lecz trwa nadal, podążając za swymi odwiecznymi prawami.
Dlaczego straciłam serce?
Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli to książka, którą można czytać wiele razy, za każdym razem odkrywając w niej coś nowego. Mimo osadzenia w bardzo konkretnym momencie historii jest to opowieść uniwersalna. Dotyczy prawd i uczuć, z którymi ponad półtora wieku temu mierzył się pańszczyźniany chłop i dworski pan, a odkryje je w sobie i człowiek XXI wieku, żyjący w technologicznej, globalnej wiosce.
Uwielbiam realizm magiczny, prozę z pogranicza poezji, wątki fantastyczne i oniryczne, nic więc dziwnego, że Baśń skradła moje serce. Doceniam tę opowieść także za język. Tu chylę czoła przed Radkiem Rakiem, który mistrzowsko oddał klimat epoki, posługując się archaizmami i jidyszyzmami (mój ulubiony ajneklajnemiteszmok!) w sposób, który wyklucza jakąkolwiek sztuczność stylizacji. Baśń czyta się świetnie!
Wielką zaletą książki jest dla mnie również humor (w tym autoironiczne wstawki pisarza i prztyczki w nos czytelnika: „Powiadają, że opowiadanie baśni to zajęcie głupców. Większymi głupcami są tylko ci, co tych bajęd słuchają.”), a także świetnie wplecione w treść „smaczki”, takie jak odniesienia do innych autorów (z miejsca mogę tu wymienić m.in. Tolkiena, Sapkowskiego i Bułhakowa, a z pewnością znajdzie się ich znaaacznie więcej).
Baśń o wężowym sercu. Podsumowanie recenzji
Książkę polecam czytelnikom, którzy w naszym poszarpanym na fragmenty świecie obrazków, krótkich tekstów i szybkich newsów chcą zanurzyć się w słowach, szukają prawdziwej, przenikającej do głębi opowieści. Tym, którzy w dzieciństwie potrafili dostrzegać w świecie elementy baśniowości i teraz tęsknią za tym poczuciem niesamowitości.
Tak Wam powiadam, ale ludzie różne bajędy plotą… Czy sobie tego wszystkiego nie zmyśliłam?
Przekonajcie się sami! Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli Radka Raka znajdziecie TUTAJ (jeśli kolejny nakład nie rozszedł się w mgnieniu oka jak poprzednie).
Zobacz także:
Moja ocena
-
10/10
-
10/10
-
10/10
-
10/10
Fragment recenzji
Mimo tego pozornego podziału, w Baśni o wężowym sercu nic nie jest czarno-białe. Dobro i zło toczą ze sobą walkę i przenikają się w całym świecie. Każdy ma w sobie coś i z chama i z pana, i z magii i z przyziemności. Wierzenia ludowe czy pogańskie przeplatają się z religiami: chrześcijaństwem i judaizmem. Nie ma granic między duchowością i fizycznością, prawdą i bujdą, historią i mitem. A mimo to, świat nie pogrąża się w chaosie, lecz trwa nadal, podążając za swymi odwiecznymi prawami.